Wieczór z Krzyckim 2011 „Przekorny wieczór z prymasem”

Już po raz piąty odbyła się, jak zwykle w drugą sobotę września (10.09.2011 r.) w Krzycku Wielkim impreza z cyklu „Wieczór z prymasem Andrzejem Krzyckim” zorganizowana tym razem już przez nowo powstałe Stowarzyszenie im. Andrzeja Krzyckiego wspierane przez władze powiatu leszczyńskiego, władze gminy Włoszakowice oraz firmę Werner Kenkel. Imprezę zatytułowaliśmy „Przekorny poeta”, chcąc ukazać najbardziej kontrowersyjne oblicze poety-prymasa, związane z pisanymi przez niego parodiami i obscenami.


Gości powitała Mariola Beczkiewicz, skarbnik Stowarzyszenia i zarazem właścicielka Folwarku „Mila”, w którym corocznie odbywają się Wieczory. Pierwszą część zaś poprowadził dr Leszek Barszcz, Prezes Stowarzyszenia, który zapowiedział występ chóru żeńskiego „Cantilena”, laureata Nagrody im. Andrzeja Krzyckiego, i krótko omówił śpiewane przez zespół pieśni Krzyckiego – To oryginalny, artystyczny projekt, którego celem jest ożywianie twórczości Criciusa. Do współpracy z nami udało się namówić Stanisławowi Waligórze, Prezesowi Towarzystwa Muzycznego im. Karola Kurpińskiego, poznańskiego kompozytora Antoniego Grefa.

Pierwszym zaśpiewanym utworem była pieśń Expostulatio secum amantis („Kochający prawuje się sam z sobą”). Tekst utworu powstał najprawdopodobniej w 1522 r. jako reakcja na miłość młodego Andrzeja Górki do pięknej mężatki Barbary Kolanki, żony Jerzego Radziwiłła. Andrzej Krzycki postanowił wyleczyć duszę młodzieńca, który mu się zwierzył z niezdrowego uczucia.  Napisał parodystyczny tekst, a o skomponowanie muzyki poprosił dworską kapelę. Punktem kulminacyjnym było publiczne wykonanie pieśni. W swych działaniach Cricius bliski był Pitagorasowi, który – jak pisał zarówno Jamblich jak i Porfiriusz – leczył muzyką, pieśniami, inkantacjami choroby, w tym i przeróżne niezdrowe żądze. Wykonanie pieśni przez Cantilenę było znakomite, rozpisanie jej na głosy wniosło dramaturgię, doskonale oddającą dynamikę uczuć. A wręcz wspaniale zabrzmiały słowa cierpiącego z miłości młodzieńca: „Cóż Amorowi wbrew mam począć, on mi bliski./ Czy głupiec mam nie kochać, gdy słodko tak!” Powiew starożytnej ars amandi można było z kolei odczuć w zwrocie do Owidiusza: „Próbuję Nazo mój, by go ugasić [żar miłości] twoich usłuchać rad.”

Drugi utwór to pieśń pochwalna na cześć muzyki In laudem musicae. To niezwykła pieśń pełna Owidiuszowych i Tibullusowych odwołań, w której wszechobecne jest orficko-pitagorejskie uwielbienie dla muzyki. Utwór rozpoczynają słowa: „Witaj matko radości, boska rozkoszy,/ Muzyko, którą z dala omijają troski… ‘, kończy zaś odwołanie (za Pliniuszem Młodszym) do uczonych mężów Pitagorasa i Cycerona, którzy twierdzili, że muzyka rządzi nawet obrotem niebieskich sfer, co było wyraźną aluzją do pitagorejskiej muzyki sfer (a może i samego Kopernika?).

I w końcu trzecia kompozycja. To pieśń Ad Spiritum Sanctum („Do Ducha Świętego”) mająca charakter najpierw wielbiącej, a następnie błagalnej modlitwy. Tylko pozornie takie zestawienie pieśni, orficko-pitagorejskiego mistycyzmu z tajemnicą Ducha Świętego, mogło wydawać się paradoksalne. W rzeczywistości utwory wspaniale się uzupełniały na gruncie chociażby Erazmiańskiej filozofii Chrystusowej (philosophia Christi). „Adsis optime Spiritus/ Qui mentes hominum fingis et excitas/ Verus qui Deus de Deo…” – przejmująco śpiewała Cantilena, budując kontemplacyjno-medytacyjny nastrój, podkreślany przez stylizowaną na chorał gregoriański linię melodyczną i łacińskie frazy, ponieważ utwór wykonywany był w oryginalnym języku. Dlatego, żeby pogłębić doświadczenie estetyczne oraz „konkretyzację” dzieła, po odśpiewaniu pieśni wystąpiła Teresa Lipowska z piękną recytacją polskiej wersji utworu: „Duchu Święty, przybądź,/ Który umysły ludzkie stwarzasz i ciągle oświecasz./ Prawdziwy z Boga Boże…”

Kolejnym punktem programu był wykład dr. Witolda Wojtowicza zatytułowany Między parodią i obscena, czyli o interpretowaniu wierszy Andrzeja Krzyckiego. Sylwetkę i dorobek uczonego przedstawił prowadzący i zaprosił zebranych do wysłuchania wystąpienia. Dr Wojtowicz skoncentrował się na przybliżeniu dwóch bardzo ważnych pojęć, konwencji, bez znajomości których niemożliwe jest właściwe interpretowanie wielu wierszy Andrzeja Krzyckiego, zwłaszcza zaś tych najbardziej kontrowersyjnych. Kłopot z parodystycznymi tekstami Krzyckiego polega na tym, że czytając je, mamy na myśli współczesne rozumienie parodii, które jest zjawiskiem stosunkowo późnym, ponieważ ukształtowało się w dobie Oświecenia (klasycyzmu). Dziś zatem parodia to rodzaj komizmu, degradującego poprzez ośmieszenie parodiowany tekst. Dlatego utwory Criciusa parodiujące pieśni religijne czy żywoty świętych  postrzegane były i są, przez nieprzygotowanych do ich odbioru współczesnych czytelników, jako bluźniercze, a sam humanista jako postać dwuznaczna moralnie.

W rzeczywistości parodia późnośredniowieczna miała charakter – jak zauważył prelegent – czysto formalny, tzn. nie ośmieszała i nie degradowała pierwowzoru, do którego się odwoływała. Wynikała z innego doświadczania i przeżywania świata, który miał dualistyczną, antynomiczną naturę. Wszystko w nim miało swoje przeciwieństwa, swoją dobrą i złą stronę, poważną i błazeńską. Późnośredniowieczna parodia ukazywała dwoistość świata, którego naturalną częścią byli król i żebrak, święty i łotr, asceta i hulaka, żona i kochanka, pan i sługa, święta i nierządnica, duch i ciało. Jej prowokacyjność polegała na tym, że ukazywała to, co łączy skrajności, a nie podkreślała różnice między nimi. A więc w błaźnie, poprzez mieszanie konwencji i tematów, odkrywano króla, w królu błazna, w świętości dostrzegano grzech, w grzechu świętość, w powadze wulgarność, w wulgarności powagę. Dlatego można było w związku z tym śpiewać na tę samą melodię zarówno pieśń religijną, jak i błazeńską, opisywać w podobny sposób żywot świętego jak i rozpustnika, by ukazać świat wymykający się ludzkim normom, zasadom i prawom. Późnośredniowieczna parodia nie indoktrynowała, ideologizowała, lecz uwalniała autentyczną przestrzeń wiary. Nie miała nic wspólnego, w oczach wielu humanistów, z ośmieszaniem religii, wręcz odwrotnie – umożliwiała odkrywanie paradoksalności istnienia, szaleństwa przekraczającego mądrość, które – jak zauważył Erazm z Rotterdamu – jest obecne w chrystianizmie. Słów tych nie zrozumie się, jeśli nie dostrzeże się paradoksalności i szaleństwa w życiu Chrystusa. Czy ktoś, kto nadstawia drugi policzek, modli się w samotności, rozmawia z prostytutkami i celnikami, a nie dostojnymi matronami i uczonymi w piśmie nie jest szalony?

Niestety, ten typ twórczości stał się zupełnie niezrozumiały, gdy pojawiła się reformacja i kontrreformacja, które z życia religijnego uczyniły teren walki politycznej. Wtedy budzenie oraz rozwój autentycznej myśli religijnej zastąpiła lojalność i upolityczniona moralność, szukanie wroga, a nie bliźniego. Efektem tego było wykluczenie m.in. Krzyckiego i części jego twórczości. W związku z tym moralnie napiętnowano również jego twórczość obsceniczną, zapominając, że była ona naturalną częścią kultury dworskiej. Dzieła tego typu towarzyszyły utworom oficjalnym od zawsze zarówno przed Krzyckim (średniowiecznej Powieści o Róży), jak i po (twórczość Jana Andrzeja Morsztyna), co pozwala nam twierdzić, że obscena prymasa nie były ani czymś nienormalnym, ani złym.

Po wystąpieniu dr. Witolda Wójtowicza, Teresa Lipowska zarecytowała wybrane wiersze Criciusa. Na nowo ożywiła tę twórczość doskonałymi recytacjami, głębią głosu, rozłożonymi akcentami, a zwłaszcza wydobytą retorycznością, która uwolniła tekst od naturalnej polskiej śpiewności i rytmiki. Słuchacz z kolei podążał częściej za myślą retora, zwłaszcza gdy słuchał Skargi Rzeczpospolitej, niż poety. Przejmująco zabrzmiały słowa poświęcone błaznowi kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego Beneszowi, w którym wszystko – jak pisał Cricius – błaznowało. Ten dziwny człowiek nawet w kościele potrafił przedrzeźniać obłudnych wielmożów, bawiąc zebranych wiernych. A gdy go pytano o jego ostatnią wolę – odpowiadał iście po błazeńsku: „Nie dajcie, by mnie wzięła śmierć.”

Po występie aktorki wiersz Krzyckiego zarecytowała laureatka Turnieju Recytatorskiego Poezji Staropolskiej Estera Berger. W ten sposób postanowiliśmy wyróżnić i promować utalentowaną młodzież z regionu, dowartościować jej pracę, talent i artystyczne wybory. Recytację uczennicy LO Włoszakowice przyjęto bardzo ciepło i nagrodzono dużymi brawami.

Następnie głos zabrała dr Anna Odrzywolska-Kidawa, która zwróciła uwagę na charakter całej imprezy, jej personalistyczny wymiar, ponieważ „Spotykamy się – mówiła – by rozmawiać o Krzyckim – człowieku, by roztrząsać wszystkie aspekty jego życia i w tym właśnie tkwi najgłębszy humanizm tej imprezy i niezwykłość Criciusa, o którym można rozmawiać niemalże w nieskończoność.”

Badaczka – jako historyk – zwracała w ten sposób uwagę na fakt, że nie wolno sprowadzać Krzyckiego jedynie do twórczości poetyckiej i konwencji, że nie da się rzetelnie mówić o nim, jeśli nie pozna się innych wymiarów jego życia, w tym działalności publicznej, kancelaryjnej. Dla humanisty przecież ważny był praktycystyczny wymiar życia, czyli postępowanie zgodne z  głoszonymi wartościami, potwierdzanie ich własnymi czynami, dlatego mówienie o Criciusie bez tego aspektu prowadzi dyskusję na manowce.

Oczywiście, kiedy na „Wieczorach….” mówi się o niezwykłości Krzyckiego, zdajemy sobie sprawę, że większość uczonych z dużym dystansem podchodzi do twórczości poety (także tegoroczny prelegent) i niekiedy z ironią patrzy na działania Stowarzyszenia, którego członkowie, wbrew utrwalonym opiniom i autorytetom, ważą się twierdzić, że historia polskiego humanizmu wygląda nieco inaczej. Okazuje się, że siła przyzwyczajeń i stereotypów naukowych (niekiedy tradycji całych szkół) jest tak wielka, że nie udaje się jak na razie odczepić od Krzyckiego epitetu „dworak”, podobnie jak od „obscenum” „świństwo”. Tkwimy w głębokim intelektualnym marazmie, który położył się cieniem nawet na tak ambitnym projekcie naukowym jak Humanizm polski. Długie trwanie, gdzie, jak przyznają organizatorzy, Krzyckiego właściwie nie zauważono. Spór nie jest w istocie nowy i przypomina ten z przełomu XV/XVI wieku.

Wtedy humaniści buntowali się przeciwko „martwej” i „chłodnej” spekulacji, dominacji pojęciowej dialektyki w teologii. Upominali się o emocjonalne środki wyrazu, by przywrócić autentyczną więź czytelnika z tekstem. Stowarzyszenie także sprzeciwia się podobnemu, „neoscholastycznemu”, sposobowi pisania i mówienia o utworach Criciusa, mimo że sprawa dotyczy filologii, tu także dominuje schematyzm, np. sylogizm zastąpiła opozycja i struktura, konwencja i proces. Nikomu już nie przychodzi do głowy, że utwory Krzyckiego mogą poruszać i być piękne, dostrzega się w nich jedynie konwencje, schematyzm i propagandę. Nasze upomnienie się o uczucia, o głębszą więź z tradycją, o autentyczny powrót do źródeł („ad fontes”), przypomina w istocie walkę Erazma z Rotterdamu o rewaloryzację uczuć (J. Domański) w prawdziwej teologii, poprzez dowartościowanie retoryki i poetyki. Bliższe jest nam odwołanie do uczuć, przeżyć, konkretu i wyobraźni, niż  współczesna „pojęciowa dialektyka”, która zamknięta jest we własnym świecie systemów, opozycji, ignorując rzeczywistość. Za naszą inicjatywą stoi blisko czterdziestoletnia tradycja działalności amatorskiego Teatru Poezji „Kalina”, gdzie eksperymentowano z poezją Krzyckiego, szukano do niej klucza, by na nowo ożywić jej odbiór i poruszyć serca nie tylko elit, ale i prostego człowieka. Stoi ponad dwudziestoletnia tradycja konkursów recytatorskich, która pozwala nam budować autentyczną (żywą) więź z dziełem, dlatego na scenie występuje uczony i aktor, uczony i chór, wszechobecna jest muzyka, żeby zebrani nie zapomnieli, że chodzi o piękno, bonae litterae, budzenie naszego „ja” i w końcu „człowieczeństwo”. Tym jednak, co różni zasadniczo stowarzyszeniowy punkt widzenia, to współcześnie rozumiana  metodologiczna varietas, która jest w stanie w pełni uchwycić i wyrazić syleniczną naturę Krzyckiego.

Cricius wydaje się być jednym z Alcybiadesowych sylenów: śmieszny, banalny, niekiedy odrażający w oczach tych, którzy sądzą wedle opacznej hierarchii wartości, tzn. zewnętrzną powłokę (języka i osobowości) biorą za rzeczywiste, w istocie jego śmieszność jest tylko zewnętrzna i pozorna, gdyż  – jak twierdził Erazm – syleniczną naturę miały najprzedniejsze wzorce filozoficznego i chrześcijańskiego życia, dlatego paradoks, przekora, kontestacja cechowały niski styl prawdziwej filozofii. Nie może w związku z tym dziwić, że w anegdotach czy apoftegmatach ujawniała się także przekorna natura prymasa, który powtarzał tym, którzy chcieli w życiu i polityce naraz osiągnąć zbyt wiele: „parvis quies” („poprzestań na małym”). A gdy ktoś twierdził, że los jest niesprawiedliwy mawiał: „Fortuna bogini z ludzi jak z bydła, z jednych garść, z drugich szczyptę, przecie chce kadzidła.” W politycznym liście o hołdzie pruskim nie oparł się pokusie paradoksu, by złośliwie stwierdzić, że „przodkowie Najjaśniejszego Króla na­szego dawali się skłonić do pokoju i zgody częściej, niżeli owi rycerze zwykli byli go naruszać.” Gdy z kolei duchowieństwo zaczęło wypominać mu, że w oczach księży cierpi jego dobre imię, zwrócił się do niego słowami z Ewangelii Łukasza: „Wy jesteście, którzy się usprawiedliwiacie przed ludźmi, a Bóg zna i sądzi serca.” Spowiednikowi, który napominał go listownie, by się poprawił, odpowiedział, że już nie może rządzić jego sumieniem, póki nie sprostuje swego i nazwał go Vir perplexae conscientiae, czyli „mężem pokręconego sumienia”.

Tę część uroczystości zakończyło plenerowe wystąpienie Arkadiusza Lisieckiego (Veeneo – Skład wina Leszno). Poświęcone było historii wina, picia którego niestrudzonymi propagatorami byli humaniści. Mottem wystąpienia były słowa z pieśni Prosa in laudem vini (Pochwała wina), znalezionej u Krzyckiego, częściej przypisywanej jednak Janowi Dantyszkowi. Brzmiały one: „Wino …. ziemska radości, smak twój teraz chwalić zacznę.” Po wysłuchaniu słów prelegenta przystąpiono do degustacji hiszpańskich, francuskich i włoskich win, delektując się ich smakiem, kreaturą i powonieniem. Można było też powtarzać słowa z cytowanej już tu pieśni: „Witaj piękne w swym odcieniu,/ Witaj piękne w powonieniu,/ Witaj smaczne w podniebieniu…” Następnie Arkadiusz Lisowski wtajemniczał zainteresowanych w walory smakowe i tajniki degustacji poszczególnych gatunków win.

Druga część „Wieczoru…” odbywała się już w plenerze. Gości do udziału w niej zaprosiła Halina Florek, członek zarządu Stowarzyszenia im. A. Krzyckiego. Poinformowała ona zebranych o okolicznościach powstania stowarzyszenia i podziękowała wszystkim tym, którzy pomogli przy jego rejestracji.

Główną bohaterką tej części programu była Teresa Lipowska, która zaprezentowała swoje ulubione wiersze miłosne. Zebrani usłyszeli utwór księdza Jana Twardowskiego (aktorkę łączyła z poetą szczególnie bliska więź przyjaźni), jak zwykle pełen urzekającej prostoty i dystansu odkrywającego paradoksalność i dziwność miłości. Podobnie zabrzmiał liryk Wisławy Szymborskiej z niezwykle trafną, intelektualną ironią, ukazującą wyjątkowość, niemalże absurdalność istnienia we Wszechświecie miłości i kochanków. Romantyczne nastroje miłosne wniosła z kolei recytacja Niepewności Mickiewicza, którą aktorka oczarowała publiczność. Występowi Teresy Lipowskiej towarzyszyła muzykujące rodzeństwo Gertychów ze Starkowa. Mariusz (laureat Nagrody im. Andrzeja Krzyckiego) grał na fagocie, Arkadiusz na pianoli, a Oliwia na skrzypcach. W ich repertuarze znaleźli się m.in. Vivaldi oraz Rossetti.