Wystąpienie ambasadora…

…Grzegorza Dziemidowicza podczas ,,Wieczoru z Krzyckim” 2010. ,,Polityka zagraniczna okresu transformacji w Polsce wobec polityki ostatnich Jagiellonów”.

U zarania III Rzeczypospolitej zaistniała pilna, zarazem naturalna, potrzeba punktu odniesienia dla odradzającego się państwa, konieczność znalezienia wzorca w bogatej przecież historii Polski, symbolicznego i pozytywnego zarazem przykładu z przeszłości, który nadawałby sens aktualnym głębokim przemianom ustrojowym. Odniesienia do okresu piastowskiego, z wyjątkiem korzeni chrześcijańskich, były zbyt odległe, nawiązywanie do II Rzeczypospolitej niewłaściwe chociażby ze względu na klęskę wrześniową, zrywy powstańcze czy legenda napoleońska nie pasowały z uwagi na swoją epizodyczność, w oczywisty sposób odpadały też negatywne obrazy okresu saskiego i kryzysu szlacheckiej demokracji. Dlatego publicyści, także politycy, tym chętniej sięgali po okres jagielloński, jako – przy zachowaniu proporcji – pewien model sukcesu w polityce zagranicznej i wewnętrznej. Sukcesu kraju silnego nie armią, lecz ustrojem, wypracowanym w niełatwym konsensusie społecznym. Jagiellonowie w dodatku rządzili na tyle długo, by każdy z zabierających głos mógł znaleźć „coś dla siebie”. Tak, więc Leszek Moczulski nawiązywał do Polski od „ morza do morza”, czyli rubieży Bałtyk – Morze Czarne, inni podkreślali tolerancję i szacunek dla mniejszości w wielokulturowym i wielowyznaniowym organizmie, jeszcze inni przypominali tradycję „ przedmurza”, którego to terminu – antemuralia– użył po raz pierwszy król Jan Olbracht w roku 1500 w liście do papieża Aleksandra VI, nota bene wówczas „przedmurze” odnosiło się nie tylko do Polski,ale i Wenecji, również stawiającej czoła potędze osmańskiego imperium.

Te przykłady miały być wyrazem już XX-wiecznego prawa Polski do obecności w gronie państw zachodnioeuropejskich z racji historii, tradycji czy dorobku. W oficjalnej terminologii unikano, aż do przesady, pojęcia Europy wschodniej w odniesieniu do naszego kraju. Zamiast tego uporczywie lansowano określenie Europa środkowo – wschodnia, co miało nas oddalać od pełnego politycznej turbulencji wschodu kontynentu. Dzisiaj,zaledwie kilkanaście lat później, określenia niemal zupełnie zarzuconego.

Polska Jagiellonów osiągnęła – to był właśnie ten wzór do naśladowania – mocną pozycję w regionie nie tylko dzięki sile zbrojnej – Manu militari, – ale i przez umiejętnie wynegocjowane oraz zawierane sojusze, efekt skutecznej dyplomacji. Była ponadto partnerem cenionym i szanowanym. Pięć wieków później przed włodarzami III Rzeczypospolitej stanęły zadania zbliżone do jagiellońskich: zapewnienie państwu bezpieczeństwa, utrzymanie i wzmacnianie jego suwerenności, dbałość o harmonijny rozwój. Z tym, że raptem 20 lat temu okazało się, iż nie tylko zmienił się ustrój, ale Polska ma wręcz innych sąsiadów i innych sojuszników, z którymi trzeba było pertraktować, podpisywać porozumienia i traktaty,współtworzyć nową polityczną rzeczywistość, nową – jak wówczas mówiono„europejską architekturę”. Zwłaszcza w dyplomacji koniecznością stało się wielkiej szansy koniunktury owych przysłowiowych „5-ciu minut”, jaką stworzył rozpad sowieckiego porządku. Dla nowopowstałych państw regionu, tak jak łacina dla średniowiecznej czy renesansowej dyplomacji, teraz angielski, a nie rosyjski, stał się językiem oficjalnych rozmów i dokumentów. Dla Litwy, Łotwyczy Estonii dopiero zaistniała konieczność dostosowania narodowego języka do wymogów współczesnego prawa międzynarodowego i jego terminologii. Będąc częścią ZSRR nie mieli takiej potrzeby. W niepodległej, 50 milionowej Ukrainie, jednym z największych przecież państw kontynentu, znalazło się niespełna 200 dyplomatów z cenzusem, w radzieckiej służbie dyplomatycznej Ukraińcy mieli prawo tylko do niższych rang i zaledwie 2 ambasadorów. Z kolei Bratysława budowała dyplomację ze szczątków, po rozpadzie Czechosłowacji, większość dyplomatów, Słowaków z pochodzenia, wolała zostać w zasobniejszej Pradze.

Ale gdyby pokusić się o wyliczenie punktów stycznych polskiej dyplomacji doby jagiellońskiej i pierwszego okresu transformacji z lat 1989 – 1995, można ich znaleźć niemało, zarówno dotyczących spraw fundamentalnych, jak mniejszej wagi. Naturalnie musimy mieć na względzie odmienność politycznego kontekstu, ustroju, obyczajowości, struktury społecznej, w końcu to różnica kilkuset lat. Jednak w paru zakresach paralele są oczywiste! Tak, więc w polityce bezpieczeństwa fundamentem, kamieniem węgielnym są powiązania sojusznicze. Dla nas – tu i teraz – Unia Europejska oraz NATO. Dla Jagiellonów była to Unia z Litwą. Ważki dylemat III Rzeczypospolitej – wiązać się ściślej w tzw. strategicznym partnerstwie, ze Stanami Zjednoczonymi czy Europą, miał on dziś swój odpowiednik w sporach czy iść z Habsburgami czy też z innymi ówczesnymi potencjami, sporach poważnych,dzielących niekiedy królewskie rodziny, przykładem Zygmunt Stary i Bona.

Sensu dzisiejszej Grupy Wyszehradzkiej można doszukiwać się w skomplikowanych grach dynastycznych, które z Jagiellonów uczyniły jeden z największych Domów Monarszych w Europie. Relacje z papiestwem, wówczas potęgą również polityczną, są i teraz istotne, chociaż mają odmienne znaczenie, niż szukanie oparcia w walce z Zakonem Krzyżackim. Kontakty z Zachodem, tak jak dzisiaj z Niemcami, wtedy oznaczały skomplikowane powiązania z Cesarstwem, często rywalizację ze zmiennym powodzeniem. No i polityka wschodnia, nic się nie zmieniło, nadal są to wielkie wyzwania, na przemian sukcesy i porażki, także świadomość rosnącej potęgi Moskwy i próby jej powstrzymywania. Jeśli dzisiaj mówimy o trudnościach i problemach stosunków ze Wschodem, to, co musieli odczuwać sternicy jagiellońskiej dyplomacji, borykający się z perspektywą antypolskich sojuszy Moskwy, Zakonu, Tatarów krymskich, niekiedy Cesarstwa. Nihil novi – nic nowego! Niegdyś carowie Iwan Srogi i Iwan Groźny zniszczyli ekonomiczną potęgę zbliżonego z Polską Nowogrodu, półmilionowej kupieckiej republiki, bogatszej od Hanzy.Obecnie Moskwa ogranicza, wręcz eliminuje w zarodku, próby rozwoju Kaliningradu, wedle panów polskich i szwedzkich sprzed kilku lat, miał to być, dzięki inwestycjom unijnym, bałtycki Hong Kong. Tak głośny dzisiaj Smoleńsk, miasto w domenie Jagiellonów, został zdobyty przez Moskwę w 1514 r., odzyskaliśmy to miasto w czasach „wielkiej smuty” w Rosji w 1611 r. by utracić na zawsze niespełna pół wieku później. Nawiasem mówiąc, do 1795 r., czyli do upadku Polski, w senacie Rzeczypospolitej zasiadali wojewoda i biskup smoleński, mimo, iż były to już tytuły bez pokrycia.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tolerancji, owocującej w Unii Europejskiej prawa mniejszości, w tym religijnej. Jagiellonowie byli uwrażliwieni w tym względzie.Szacunek dla swobód religijnych był w Polsce tak oczywisty, że np. już po śmierci Zygmunta Augusta, wybrany na tron Henryk Walezjusz, jeden z organizatorów rzezi hugenotów podczas słynnej „nocy św. Bartłomieja”, został zmuszony do zaprzysiężenia równości praw katolików i innowierców. Gdy się wahał, Jan Zborowski, jeden z posłów, którzy udali się w uroczystej legacji do Paryża, by oficjalnie zaprosić elekta do Krakowa, nie miał oporów, by brutalnie rzucić monarsze w twarz pamiętne słowa: Si non jurabis, non regnabis, – jeśli nie zaprzysięgniesz, nie będziesz rządzić!

Osobnym i ważnym rozdziałem polityki dynastycznej Jagiellonów była dyplomacja ślubna, mariażowa. Właściwe wydanie syna czy córki królewskiej winno prowadzić przecież do utrwalenia własnej pozycji, prestiżu rodu czy służyć umocnieniu państwa. Kazimierz Jagiellończyk i Elżbieta Austriacka, zwana u nas Rakuszanką, w powszechnie uznanym za bardzo udany związku mieli 12-ro dzieci, z czego większość dożyła dorosłego wieku. Z nich 4 zasiadało na królewskim tronie:Władysław, król Czech i Węgier, w Polsce – Jan Olbracht, Aleksander i Zygmunt Stary. Fryderyk był kardynałem, zdolnym dyplomatą i politykiem. Córkę Jadwigę wydano za księcia Bawarii, Zofię za margrabiego Fryderyka. W tak licznym gronie znalazło się miejsce także dla Kazimierza, ten przewyższył chyba resztę rodzeństwa, bowiem został świętym i w dodatku patronem Litwy. Tak, więc wysiłki króla Kazimierza można chyba uznać za przykład właściwej polityki prorodzinnej, nawet przy rezygnacji z becikowego! Trzeba zaznaczyć, że niedościgłymi mistrzami dyplomacji mariażowej okazali się Habsburgowie, umiejętnie oferujący liczne arcyksiężniczki swego rodu i wchodzący w koligacje z panującymi. Dzięki temu, w kolejnych pokoleniach, przy wygasaniu głównych linii dynastycznych,mogli rościć pretensje do sukcesji. W taki zresztą sposób Jagiellonowie stracili koronę węgierską i czeską, co wcale nie oznacza, iż później nie ulegali austriackim zakusom, jak np. Zygmunt August, żonaty z dwiema Habsburżankami, w dodatku siostrami, przedzielonymi Barbarą Radziwiłłówną. Można, naturalnie, podnosić tu czynnik racji stanu – Dom Habsburgów był rzeczywiście potężny, aleto właśnie w XVI wieku zasłynęło w Europie powiedzenie węgierskiego króla Macieja Korwina: Bella gerant alii – tu Felix Austria nube, niechaj inni toczą wojny, ty zaś, szczęsna Austrio zawieraj małżeństwa. Cóż, dzisiejsza dyplomacja, tym polska, jest pozbawiona tej akurat formy działania. W przeciwieństwie do monarchii, w demokracji występuje niestety trudność w przełożeniu atrakcyjności kandydatki czy kandydata na aspekt polityczny. Jak zresztą dzisiaj, przy zaniku wpływu wielkich rodów, poszukiwać ewentualnych państwowych oblubieńców? W castingu?

Ale na pewno cechą wspólną dyplomacji jagiellońskiej i tej z początku transformacji jest aktywność, wynikająca z konieczności zapewnienia państwu stabilnej i mocnej pozycji. Jak ta aktywność wyglądała za Jagiellonów?Tu wesprę się nieco statystyką.

Tak, więc, za Kazimierza Jagiellończyka, władcy niezwykle czynnego, wyprawiono za granicę 136 poselstw. Przyjęto najprawdopodobniej zbliżoną ilość legacji. Król lub jego przedstawiciele, uczestniczyli w 34 pokojowych konferencjach. Posłowie udawali się głównie do krajów ościennych i Rzymu, czyli do papieża, ten ostatni kierunek zachował i dzisiaj priorytet. Na co dzień dyplomacją kierował kanclerz koronny, zajmowało się nią 55 osób, z czego 39 świeckich. Odnotowano już początki specjalizacji, np. do Brandenburgii i dworów niemieckich posłowali najczęściej Wielkopolanie, rozmowy z Danią prowadzili zaufani mieszczanie z Gdańska. Specjalne poselstwa kierowane były przez najwyższych dostojników, noszących wówczas tytuł oratorów. Orszak odprowadzający królewską córkę na zaślubiny do Landshut w Bawarii liczył 350 osób.

Finanse dyplomacji wczesnojagiellońskiej wyglądały jednak dość skromnie. Kazimierz nie był rozrzutny, płacił po wykonaniu zadania, raczej nadaniami i beneficjami, niż gotówką. Posłowanie było funkcją honorową. Natomiast koszta zmniejszały się nieco w miejscu docelowym, gdyż brali je na siebie gospodarze, chociaż później obyczaj ten zaczął zanikać, zwłaszcza na zachodzie Europy, gdzie już, jak widać,zrozumiano istotę tzw. rachunku ekonomicznego. Z pomniejszych sukcesów dyplomatycznych Kazimierza Jagiellończyka chciałbym wyróżnić dwa. Otóż polski król otrzymał w 1453 r. od króla Anglii Henryka VI – Order Podwiązki. To prestiżowe już wówczas odznaczenie przywiozło do Krakowa specjalne poselstwo. Ale, co dziwne, monarcha nie pokwapił się z odbiorem, co doradcy królewscy dość mętnie tłumaczyli nawałem zajęć w obliczu wojny z Zakonem Krzyżackim. Z całą pewnością tzw.kierunek angielski nie był wtedy ceniony w polskiej dyplomacji. Drugi fakt, to objęcie przez króla – na prośbę zainteresowanych mieszkańców – protekcji nad kolonią genueńską Kaffą nad morzem Czarnym w 1462 r. Było to jakby potwierdzenie wielkości Rzeczypospolitej „ od morza do morza”. W 13 lat potem sułtan Mehmed Kaffę jednak zdobył.

Za młodszych Jagiellonów – Jana Olbrachta i Aleksandra – wysłano z Polski 100 poselstw, najwięcej na Węgry/ 20/, do Mołdawii /12/ oraz Turcji /9/. Dyplomacją zajmowało się ok.70 osób, w tym 44 świeckie. Rozrasta się też biurokracja dyplomatyczna, posłowie otrzymują instrukcje – na piśmie i tzw. sekretne, na wypadek audiencji prywatnej.  Legacje są skromniejsze, nawet przy najbardziej uroczystych okazjach nie przekraczają 100 oficjeli. Wynagrodzenie poselskie także się zmienia. Na drogę poseł otrzymywał zasiłek, do rozliczenia. Nazywał się dość szczególnie – wiatyk, wynosił od 100 do 700 florenów, w więc w złotych monetach. No i były finansowe nagrody: Mikołaj Myszkowski za układ między Litwą a Moskwą otrzymał 2700 florenów, czołowy polski dyplomata Erazm Ciołek, za udane negocjacje w Rzymie – 1500 florenów.  W czasach Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta rośnie aktywność w kontaktach z zagranicą. Ten pierwszy wysyła 237 poselstw, najwięcej do Turcji / 35 /, na Węgry /32/, na cesarski dwór Habsburgów/27/. Służba dyplomatyczna liczy już około 300 osób, opłacanych, głownie beneficjami, z królewskiej szkatuły.

Zygmunt August, z racji znajomości języków oraz skrytego charakteru, uważany był przez współczesnych za „urodzonego dyplomatę”. Wyprawił 175 poselstw. Oprócz tradycyjnych kierunków –Turcja /21/,Rzym /18/,Moskwa/l5/, zwraca uwagę zainteresowanie północną Europą– Danią /16/ i Szwecją /8/. Monarcha osobiście podpisuje instrukcje dla posłów. Otrzymują oni również listy kredencyjne, odpowiednik dzisiejszych listów uwierzytelniających. Korespondencja z legacjami jest szyfrowana lub pisana częściowo po polsku. Zygmunt August przywiązywał duże znaczenie do jakości oraz sprawności służb dyplomatycznych. Ufundował np. stypendia w Stambule, by wykształcić specjalistów w języku tureckim. Oczywistym udogodnieniem było uruchomienie poczty polskiej. Trasę z Krakowa do Wenecji, przez Wiedeń i Graz, listy oraz przesyłki docierały w 10 dni.

Działania dyplomacji za Jagiellonów i tej dzisiejszej często pozostają w cieniu. Są także celem krytyki, ale to przecież znana przypadłość służb publicznych. Na koniec chciałbym – gwoli przykładu – przytoczyć zapis z diariusza króla Danii Chrystiana IV z początków XVII w. Otóż pisze on: Do miasta przybył słoń, umie bić się, kłaniać, klękać i tańczyć. Do miasta przyjechało też dwóch posłów holenderskich. Ci nic nie potrafią!

Z własnego doświadczenia zapewniam Państwa, że tak skrajna ocena to tylko częściowa prawda.

Grzegorz Dziemidowicz

Grzegorz Dziemidowicz. Orientalista, archeolog, dziennikarz i dyplomata, ambasador RP w Egipcie iSudanie (1994–1999) oraz w Grecji (2001–2005). Uczestniczył w misjach archeologicznych w Egipcie i Sudanie. Od 1969 pracował jako dziennikarz w Polskim Radiu. Na przełomie lat 80. i 90. szefem działu zagranicznego w,,Wiadomościach” TVP. Od 1991 pracował w MSZ. Od 1994 pełnił funkcję Ambasadora RP w Kairze, akredytowanego również w Sudanie. Po powrocie do Polski w 1999 objął stanowisko dyrektora Departamentu Systemu Informacji MSZ. W latach 2000–2001 był ponownie rzecznikiem prasowym Ministerstwa. Od 2001 do 2005 kierował polską placówką dyplomatyczną w Atenach. W latach 2006–2007 był dyrektorem Akademii Dyplomatycznej MSZ.