Wykład dr hab. Alberta Gorzowskiego

„O tragiczności…” kierowany do młodzieży z Krzycka i uczniów liceum we Włoszakowicach.

Witam Was bardzo serdecznie!

Zacznę od odpowiedzi na pytanie: Co to znaczy, że jestem filologiem i dlaczego zajmuję się dawną literaturą łacińską, rzeczami, których już dzisiaj nikt nie czyta z młodych ludzi poza koniecznością. Pierwsza rzecz, która mi się nasuwa, jest odpowiedź krótka, ale dla mnie ważna. To, że poprzez moje wykształcenie, poprzez studiowanie literatury jestem przekonany, że powierzanie mojego słowa drugiemu człowiekowi i to, że mogę darować moje słowo drugiemu człowiekowi, ma sens, bo słowo jest darem. To, że mogę mówić do kogoś i powierzać swoje myśli, jest darem – to jest dla mnie ważne i to jest dla mnie pierwsza zasadnicza myśl. Jeżeli powierzam te myśli, to powierzam je zawsze innemu człowiekowi. I tutaj celowo podkreślam ten epitet „inny” a nie „obcy”. Często zwracam uwagę na nieporozumienie, które wynika z określenia czysto technicznego, formalnego, że są języki obce, a nie ma ludzi obcych. Bo co znaczy człowiek obcy? W każdym razie „inny”, a nie „obcy”. Tutaj sobie  samemu należy zadać  pytanie. Kiedy przychodzę po raz pierwszy do grona studentów i widzę ich po raz pierwszy, to zwracam uwagę, jak oni się zachowują, co  sobą przejawiają, to co jest dla mnie ważne w ich zachowaniu. Ważna jest dla mnie twarz, to jest pojęcie, którego używam w znaczeniu filozoficznym ale antropologicznym zasadniczo. I chciałem się tutaj posłużyć przykładem poety, który dzisiaj ma różne powodzenie, kiedyś większe, dzisiaj bardziej chyba jako już poeta starszy, bardziej jako prozaik – Adama Zagajewskiego, który przed laty zadał swoim przyjaciołom pytanie: Dlaczego tak jest, że kiedy wsiadam do tramwaju i widzę przez moment twarz osoby, którą spotykam po raz pierwszy, ale która przyciąga moją uwagę i widzę tę twarz minutę albo dwie, wracam do  domu i jest często tak, że mam  przed oczyma tę twarz o wiele lepiej i mocniej niż własną. Dlaczego tę twarz potrafię zobaczyć intensywniej i wyraźniej niż własną twarz? Myślę, iż dlatego, że nasza twarz nie jest dla nas, nasza twarz jest zawsze dla kogoś innego.

Teraz chciałbym poświęcić chwilę uwagi tragizmowi i tragiczności. Przedstawię parę rzeczy, które przychodzą mi do głowy i są ważne. Co to znaczy dla mnie, poza definicjami najpierw słownikowymi, że coś jest tragiczne, że sytuacja jest tragiczna, kiedy możemy mówić, że zdarzenie jest tragiczne w  rzeczywistości. Jestem przekonany do myśli księdza Tischnera, który podkreślał często prawdę,” iż tragiczność zachodzi wszędzie tam, gdzie jakieś dobro jest zagrożone”. Żeby mówić o sytuacji tragicznej dobro wcale nie musi być zniszczone, wystarczy, że ktoś odczuwa jakąś wartość i jakość, czy dobro jest poważnie, istotnie zagrożone, wtedy wchodzimy w przestrzeń tragiczności i to jest najbardziej szeroka definicja tragiczności. Można ogólnie mówić w tradycji judeochrześcijańskiej i grecko-rzymskiej o trzech modelach, wariantach (ale ludzie traktują je jako modele).

Ten pierwszy model to jest tzw. sytuacja tragiczna, kiedy zachodzi rozdźwięk, konflikt, np. między osobą a osobą, między mną a bliźnim dochodzi do zupełnie innego zrozumienia wartości. Pewna osoba dochodzi do wniosku, że być może sytuacja jest bezwyjściowa i musi ktoś wygrać, a ktoś przegrać. Ale tej sytuacji tragicznej, kiedy przyjaźń, wartość i dobro jest zagrożone, ważne jest, że w tym modelu jest wartość taka jak „nadzieja”. Kiedy mówimy o podstawowej sytuacji granicznej, to pierwszą wartością, do której odsyła antropologia, jest nadzieja. Człowiek jeszcze ma nadzieję, że tę sytuację da się rozwiązać, że konflikt tu nie będzie popełniony. Drugim modelem jest zamknięty konflikt tragiczny. Jest to taki konflikt, gdzie jednostka dochodzi do wniosku, że właściwie nie ma już żadnej nadziei na rozwiązanie problemu, albo z perspektywy człowieka sytuacja, w której się znalazł, jest absurdalna. I teraz jeśli chodzi o Hioba i sytuacji, w której się znalazł, to ta sytuacja łączy dwa pierwsze modele (pierwszy i drugi). Hiob znajduje się gdzieś między nadzieją a już poza nadzieją, bliżej czasami rozpaczy niż nadziei. W tym wypadku drugiego modelu podstawową wartością, do której zostaje zesłany człowiek, jedyną możliwą nadzieją jest wiara. W trzecim modelu, najbardziej pesymistycznym, reprezentowanym przez niektórych myślicieli grackich to jest zamknięta, tragiczna wizja świata. To już nie jest zamknięty konflikt i sytuacja, ale cała wizja świata. Co to znaczy? To znaczy, że uznaje, że moje jestestwo, mój byt, postępowanie, życie, jak również pęd świata jest absurdem i nie ma na to żadnego wyjaśnienia. To jest ta przestrzeń, w którą wkroczy coś ironicznie niższe i będzie się do tego w jakiś sposób odnosić.

Teraz chciałbym się podzielić z Wami paroma kategoriami, w zasadzie punktami, które odnoszą się do tego, co ma związek z pełnią wartości, tragicznością i mitem. Pierwsza taka kategoria, wartość, pojęcie, to jest „dobra wola”. Lubię czasami cytować taki fragment Kanta: „To brzmi wzniośle, a tak nie jest”. W Uzasadnieniu metafizyki moralności, który dotyczy dobrej i wolnej woli, Kant mówił, że: „Nie ma na świecie żadnej rzeczy, którą można by uznać na nieskończenie dobrą, poza okruchem dobrej woli” – to jest jedyna wartość. Druga wartość, która jest podkreślana, tragiczności tragedii, a zwłaszcza greckiej, to jest pojęcie „sumienia”. Sumienie jako słowo polskie jest kalką z języka greckiego. Co to znaczy „sumienie”? Jan Kochanowski pisał „somnienie”, tzn. to, co jest ze mną, przy mnie. To jest głos, który mną kieruje, a przede wszystkim mówi mi, czego czynić nie powinienem i utarło się tak bardzo mylnie, że uznano sumienie, że jest to wartość w kategoriach chrześcijańskich. Sumienie podkreśla bardzo mocno tragedia grecka. Kwestia wiary. Tutaj jedna rzecz, która mi się wydaje bardzo ważna, jeśli chodzi o porównanie świata greckiego i świata chrześcijańskiego. Na dwie rzeczy chciałbym zwrócić uwagę. Po pierwsze, w świecie greckim zawsze człowiek przychodzi do Boga, zawsze u myślicieli greckich i filozofów, kiedy mówią, mówią raz, zawsze pierwszy krok czyni człowiek, to zawsze człowiek przychodzi do Boga. Tak jest bardzo wyraźnie w myśli heraklitejskiej. Heraklit powie, że o człowieczeństwie, o losie człowieka decyduje to, czy opiera się ta przestrzeń Boga, że Bóg może wejść w jego przestrzeń. Tymczasem w chrześcijaństwie, nie tylko w chrześcijaństwie, ale również w tradycji judeochrześcijańskiej sytuacja jest odwrotna. W Biblii są dwa najważniejsze wydarzenia i łączy je jedna rzecz. Pierwsze, to zdarzenie na Górze Synaj, tam Bóg przychodzi do człowieka. Bóg schodzi z góry i przychodzi do człowieka, żeby coś mu przekazać. Drugie wydarzenie – kiedy Bóg po wcieleniu Bóg przychodzi do człowieka i zauważcie jak zachowuje się człowiek: w tej sytuacji człowiek się odwraca za pierwszym razem. Z tego powodu Mojżesz zniszczył tablice. To prawdopodobnie był powód ostatecznego tytułu słynnego opowiadania: Wszyscy byli odwróceni.

Jeszcze jedna różnica między światem greckim i chrześcijańskim – krótka anegdota:

Idą ślepy i kulawy. Ślepy pyta kulawego: Słuchaj, jak ci się idzie? A kulawy mówi: Jak widzisz przyjacielu. – To są Grek i chrześcijanin. Dlaczego? Bo Grek i chrześcijanin nigdy się nie zrozumieją. Grek zawsze wychodzi od tego, co fizykalne, co namacalne, co widoczne i dopiero ze świata zewnętrznego przechodzi do świata wewnętrznego (do tego, co niewidzialne). W świecie chrześcijańskim jest relacja zupełnie odwrotna. Chrześcijanin zawsze najpierw wychodzi z tego, co niewidzialne, żeby przejść do tego, co widzialne. Nie da się pogodzić tych dwóch sposobów rozróżnienia świata.

W związku z wiarą wspominałem o bezwarunkowości – tutaj dwie krótki anegdoty:

Pierwsza anegdota dotyczy tłumaczenia pewnego fragmentu Starego Testamentu. Jest taka legenda, która mówi, że kiedy Bóg miał już Dekalog to nie wiedział jakiemu narodowi go przekazać, więc wybrał się po kolei w długą wędrówkę do każdego z narodów. Przychodzi i mówi tak: „Wiecie, mam dla was przykazania”. I wtedy jeden naród mówi: „Dobrze, a jakie?” No więc Bóg szedł dalej. I kiedy wreszcie dotarł do Izraelitów to mówi: „Wiecie, mam dla was przykazania”. „Dobrze, będziemy posłuszni i posłuchamy”. To, co powiedziałem: „Będziemy posłuszni i posłuchamy” to wydaje się nielogiczne ale wskazuje na taką właśnie bezwarunkowość. Jest to wiara aprioryczna: najpierw coś przyjmuje, a potem słucham. Izraelici najpierw zgodzili się przyjąć, bez względu na to, co otrzymają, a później podporządkować się temu, co otrzymali. I takie jest pojęcie wiary.

Drugi przykład anegdoty (bardzo poczytnej w kręgach teologicznych na początku XX wieku) – Turysta, który szedł w górach nieuważnie i w pewnym momencie spadł i zawisł jedną ręką nad przepaścią tak sobie myśli, że w jego relacjach z Bogiem nie było w życiu dobrze. W chwili rozpaczy zaczął krzyczeć: „Panie Boże uratuj mnie, a zrobię dla Ciebie wszystko, co chcesz!” Krzyczy i nie ma żadnej reakcji. Za którymś razem usłyszał odpowiedź: „Zrobisz dla mnie wszystko? Naprawdę? W takim razie się puść!” I to jest właśnie wiara. Ta anegdota bardzo głęboko oddaje istoty wiary.

Następnie mam dla was dwa podstawowe pojęcia, którymi się posługujecie, mianowicie „litość” i „współczucie”. I pytanie: Podajcie mi przykłady w odniesieniu do życia, w jakich sytuacjach stosujecie te pojęcia? I zazwyczaj wszyscy mówią o rozróżnianiu współczucia od współodczuwania. Mogę współczuć, jeżeli komuś w rodzinie zmarła bliska osoba, czyli potrafię w jakiś sposób współodczuwać rzecz przykrą, która się zdarzyła. Litość to rzecz jakaś gorsza, niższa. Mówiąc to podaje przykłady: lituję się nad zwierzęciem, nad żebrakiem. Takie są przykłady faktyczne w odniesieniu do tych pojęć. Z czego to wynika? To wynika z ogromnego nieporozumienia. Również myślę, że z przewartościowania. Jeśli ktoś mi powie, że lituje się nad zwierzęciem, nad chorym psem, albo nad żebrakiem – to ja wtedy mówię, że on nie wie co mówi. Spróbuje wyjaśnić, co to znaczy. Współczucie to współodczuwanie, kiedy jestem na tym samym poziomie z bliźnim. Moją odpowiedzialnością, jeżeli jestem człowiekiem otwartym, jest zawsze starać się być na tym samym poziomie wobec bliźniego, bez względu na to jaka jest sytuacja. Dlaczego mam się litować nad bliźnim? Litość zakłada nierówność, nie chodzi tu o wyższość i niższość. Litość zakłada jakąś nierówność poziomą. Jakie mam prawo powiedzieć, że lituje się nad psem? To znaczy, że ja jestem na wyższym poziomie? Nie! Nad żebrakiem? Nie, bo to już jest obraza! Dlatego, że on klęczy i jest w gorszym stanie? Przecież za 5 minut ja mogę być takim samym żebrakiem jak on, albo jeszcze gorszym. Życie jest nieprzewidywalne. O litości możemy mówić tylko w jednej sytuacji: wtedy, kiedy mamy do czynienia ze złem. Kiedy odczuwamy, że jesteśmy w przestrzeni, gdzie druga osoba z którą rozmawiamy, przebywamy, znajduje się w przestrzeni zła. Wtedy na pewno, ja nie jestem na tym samym poziomie. Wtedy mogę powiedzieć, że ja się nad nim lituje, bo nie chce być na tym samym poziomie, co on. Ale myślę, że w tak wielu sytuacjach wobec zła, człowiek powinien starać się przejść od litości do stanu współczucia. Myślę, że to jest bardzo ważne.

Pojęcie „bieda” to pojęcie antropologiczne i filozoficzne, bardzo ważne. Tischner jeszcze jako bardzo młody zadał kiedyś takie pytanie: „Spróbujcie odpowiedzieć mi na pytanie: Dlaczego człowiek pyta?” Jego odpowiedź była taka: „Człowiek pyta, dlatego że jest biedny.” Wszystkie pytania człowieka wynikają  z biedy człowieka, z biedy egzystencjalnej. Kiedy człowiek jest biedny to pyta, bo człowiek na określonym stopniu świadomości, uświadamia sobie swoją niewiedze i swoje ograniczenie. Dlaczego? Dlatego, że pyta samego siebie i zadaje sobie w swoim wnętrzu pytanie.

Bieda łączy się z pokorą i ze słuchaniem. Tu przypomina mi się autentyczna wypowiedź jednego z wielkich teologów, ale nazwiska nie wymienię. Żył on w ogromnej biedzie. Jego bliski przyjaciel, który go obserwował nie mógł zrozumieć, że ten każdego dnia, każdego ranka wstawał i dziękował Bogu za to, co miał. A miał naprawdę niewiele. Dziękował za to, co miał, bo był naprawdę szczęśliwy. Ten przyjaciel był bardzo blisko niego i pewnego dnia nie wytrzymał i mówi tak: „Jak ty możesz tak robić? Jak ty możesz dziękować za coś, jeśli ty niczego nie masz”. A on odpowiedział tak: „Wiesz, bo ja jestem przekonany, że jeżeli jestem biedny, to widocznie Bóg stwierdził, że bieda jest mi najbardziej potrzebna”. Chociaż to może wydawać się nam absurdalne, ale czasami jest tak, że pewne rzeczy, które ktoś do nas mówi, wrócą, nie wiadomo w jakiej sytuacji, zwłaszcza za parę lat. Tak to już jest.

Prawa pokory i prawa słuchania. Jestem przekonany o tym, że ten, kto nie umie słuchać, nigdy nie powinien zabierać się za jakiekolwiek wykładanie, ani naukę przekazywania wiedzy. Początkiem do przekazywania wiedzy, dawania , darowania słowa jest umiejętność słuchania. To jest rzadko podkreślane, ale jedno z największych zaleceń, i przykazań  jakie daje Chrystus uczniom i pozostałym w Ewangelii dotyczy właśnie słuchania. Mówi tak: „Baczcie przeto jak słuchacie, bo kto ma, temu będzie dane, a kto nie ma, temu odbiorą nawet to, co mu się wydaje że ma”. Tempem do jakiejkolwiek komunikacji człowieka, głębokiej idei, jest umiejętność słuchania. W związku z tym słuchaniem i pokorą  powiem taką anegdotę, fakt, związany z Tischnerem: Kiedy był bardzo młody, miał rekolekcje z wieloma grupami studentów. Podczas tych rekolekcji studenci nie rozumiejący teologicznych pojęć zaczęli dyskutować w sposób ożywiony. Ta dyskusja doprowadziła do kłótni. Po tej rozmowie Tischner poszedł do swojego mistrza, nauczyciela Pietraszko, jednego z największych i najbardziej serdecznych ludzi, teologa XX w. i mówi tak: „To ja im teraz pokażę! Na najbliższym spotkaniu ułożę specjalne kazanie i już postaram się, żeby intencje się nie powtórzyły. I rzeczywiście wygłosił kazanie, podczas którego „wypaplał” im analitycznie argumentację, że ich wypowiedzi są absurdalne, ale również czasami dosadne i bezkompromisowe. W pewnym momencie jeden ze studentów spuszcza głowę, wychodzi szybkim krokiem i trzaska drzwiami. Po mszy Pietraszko podchodzi do Tischnera – „Czy wiesz, co ty zrobiłeś? Tak, wygłosiłem bardzo dobre kazanie. Pietraszko mówi: „Nie! Czy ty wyobrażasz sobie, że ten człowiek może już więcej razy nie przyjść do kościoła?” To jest to – odpowiedzialność za słowa, za słowa, które mogą nie tylko ranić, ale również zabić.

Jeszcze dwie rzeczy: śmiech i uśmiech. Pamiętajcie o tym, że bez względu na to jaką profesją ktoś się zajmuje, a zwłaszcza filologią, a nie daj Boże teologią albo filozofią to, jeżeli mamy przed sobą postać, która, jest arcypoważna i nie ma poczucia humoru, to znaczy, że jest bardzo niedobrze i że ona jest bardzo niebezpieczna i należy jej unikać. Pamiętajcie o tym! Poczucie humoru jest bardzo ważne. Smutek jest nieraz nawet konieczny, ale poczucie humoru, dystans świadczy o poszanowaniu przestrzeni, w której się przebywa. Stąd jeden z papieży mówił, że „Tylko osoba głęboko wierząca naprawdę może żartować w sprawach wiary”. Ten żart, poczucie humoru jest bardzo potrzebne w każdej dziedzinie. Pamiętajcie o tym, bo też padło pytanie do mnie zadane w gimnazjum – trudne pytanie, które dotyczyło uśmiechu: Kiedy Biblia mówi o pierwszym uśmiechu człowieka? Zwykle mówi się, że Sara jako pierwsza uśmiechnęła się na wieść od aniołów, że za rok o tej porze urodzi się ich syn. Ale w rzeczywistości pierwszy już wcześniej uśmiechnął się Abraham z niedowierzaniem, że obietnica jest niemożliwa, ale mimo tego uśmiechu niedowierzania człowieka obietnica została dotrzymana.

I na koniec jeszcze jedna rzecz. Biblia nas uczy (jeżeli ktoś w to wierzy), że w życiu człowieka mogą istnieć dwie drogi: droga Adama i droga Abrahama. Do nas należy, którą drogę wybieramy. Kiedy Bóg pyta Adama „Gdzie jesteś?” To Adam udaje, że go nie ma, udaje, odchodzi, ucieka. My też tak możemy zrobić. Jak staniemy na drodze i ktoś nas o coś poprosi, to możemy udawać, że nas nie ma, że nam się spieszy. A może być tak, że przez człowieka pyta nas Bóg, bo nie ma spotkań przypadkowych. Więc pamiętajmy o tym! Albo możemy zachować się jak Abraham. Kiedy Bóg mówi do Abrahama: „Abrahamie, Abrahamie”. A Abraham mówi: „Oto jestem!” „Jestem” to znaczy, że jestem otwarty i posłuszny na Twoje rozkazy, jestem tutaj, wiem, co z sobą reprezentuje i jestem gotowy iść w nieznane, bezwarunkowo, bez względu na to, co będzie. Dlatego, być może to jest najważniejsze, abyście pamiętali, że nie ma w życiu człowieka, nigdy, żadnych spotkań przypadkowych.

W związku z tym pamiętajcie zawsze o litości, o współczuciu, żeby zawsze starać się być dobrym wobec bliźniego, którego nie znamy; uszanować przestrzeń, w jakiej się znaleźliśmy, ale czasem to może być bardzo trudne. Spróbujmy się nad tym pochylić i zastanowić!

Dziękuję Wam bardzo za cierpliwość.