Wieczór z Krzyckim 2008, wykład

Protekcja Andrzeja Krzyckiego przez wpływowego wuja biskupa -podkanclerzego Piotra Tomickiego na całym etapie kariery politycznej i kościelnej.


Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że Andrzej Krzycki był prawdziwym humanistą, a przy tym niewątpliwie barwną i bogatą indywidualnością. Posiadał wybitne zdolności poetyckie (o tym nie muszę chyba przekonywać), u odbiorców swoich wierszy wywoływał czasami sporo sprzecznych emocji, był dobrym dyplomatą (ten aspekt jego działalności nie został odpowiednio zbadany i doceniony w literaturze), był politykiem realnie patrzącym na otaczający świat i na chłodno, czasami z rezerwą analizującym zjawiska polityczne.

Przy tych niewątpliwie niepospolitych zdolnościach wszechstronnego człowieka Renesansu, być może nie usłyszelibyśmy o Andrzeju Krzyckim jako o dyplomacie, o sekretarzu królowej, nadwornym poecie, biskupie przemyskim, płockim czy wreszcie o Andrzeju Krzyckim arcybiskupie gnieźnieńskim, gdyby nie jeden człowiek.

Mowa tutaj o Piotrze Tomickim, który będąc sekretarzem królewskim, biskupem przemyskim, potem poznańskim, a następnie biskupem krakowskim i równocześnie piastując urząd podkanclerzego Królestwa Polskiego przez cały czas wspierał swojego krewnego. Wuj ten roztaczał nad nim troskliwą opiekę aż do końca swojego życia. Uwielbiał jego niepospolity talent poetycki, cenił jego zdolności dyplomatycznie. Nigdy też nie przestał go uważać za jednego z najzdolniejszych i najgodniejszych do osiągania najwyższych stanowisk i godności kościelnych w państwie, aż do najbardziej znaczącej w kraju – prymasostwa. Właśnie dzięki Tomickiemu Krzycki zdobył w bardzo krótkim czasie miejsce w senacie i tron biskupi.

Trudno więc wypowiadać się o Andrzeju Krzyckim bez wspominania o Piotrze Tomickim, i odwrotnie – trudno mówić o poznaniu osoby Tomickiego pominąwszy jego „nieodrodnego siostrzeńca” Krzyckiego (jak go nazywali niektórzy historycy).

Skąd ta zależność? Otóż obu dostojników łączyły bliskie więzy powinowactwa.

Andrzej Krzycki był, jak wiadomo, synem Anny Tomickiej, która z kolei była rodzoną siostrą Piotra Tomickiego. A zatem Tomicki był wujem Krzyckiego, i odwrotnie – Krzycki był siostrzeńcem podkanclerzego Tomickiego.

Obu dzieliła różnica wieku ok. 18 lat (Tomicki urodził się ok. 1464 r. , a Krzycki w 1482 r. ). Była ona na tyle duża, że Tomicki z racji starszeństwa mógł występować – i występował – jako opiekun młodszego krewniaka.

Różnica polegała nie tylko na wieku, zauważalna była również w osobowości i charakterach obu dostojników. Obaj byli bardzo zdolni i gruntownie wykształceni. Tomicki posiadał ogromny autorytet osobisty, zarówno u szlachty, jak i na dworze królewskim przez właściwie cały okres swojej kościelnej i politycznej kariery. Nie udało się tego osiągnąć Krzyckiemu. Krzycki, pomimo tego, że osiągnął najwyższą godność kościelną w kraju, nie zdołał w znaczący sposób – tak jak to czynił Tomicki – wpływać na obsadę urzędów i godności. Można przy tym założyć, że w podniesieniu swojego autorytetu na forum kraju przeszkodziła Criciusowi wczesna śmierć. Bardzo wysoko możemy ocenić postawę moralną Tomickiego i jego intelektualny autorytet. Krzycki z kolei, z racji chociażby niektórych wierszy o nader frywolnej treści czy zwłaszcza paszkwili ośmieszających najwyższych dostojników w państwie, był postacią bardziej kontrowersyjną. Dla przykładu Stanisław Górki, który zajmował się porządkowaniem korespondencji politycznej i prywatnej podkanclerzego Tomickiego, o biskupie-podkanclerzym wypowiadał się w samych ciepłych słowach, wychwalając jego niepospolite zalety – pracowitość, znajomość arkanów polityki, natomiast Krzyckiego oceniał jako człowieka chciwego, rządnego urzędów i dostojeństw kościelnych, ambitnego dyplomatę, człowieka bezwzględnego i zimnego. Zarzucił mu nepotyzm, faworyzowanie swoich protegowanych, przy czym głównie chodziło o siostrzeńca Krzyckiego Andrzeja Zebrzydowskiego, który swoją postawą moralną odbiegał od wizerunku typowego duchownego.

(Źródeł takiej zdecydowanie negatywnej opinii o Krzyckim można dopatrywać się w osobistych relacjach. Górski miał bowiem osobisty powód, aby nie ufać  Krzyckiemu. Siostrzeniec Tomickiego obiecał zrzec się na rzecz Górskiego pewnych beneficjów kościelnych. Krzycki wprawdzie zarzekał się, że zrobił, co w jego mocy, jednak chyba był mało przekonujący, skoro Górki na marginesie oryginału listu Krzyckiego napisał te słowa: „Nihil fecit (nic nie uczynił), zełgał jako pan”).

Koligacje rodzinne jako sposób na osiągnięcie kariery politycznej

Na początku omawiania tego zagadnienia warto przybliżyć trochę rodzinę Tomickich i Krzyckich. Ojciec Piotra Tomickiego, Mikołaj chorąży poznański, wywodził się z niezbyt zamożnej wielkopolskiej rodziny szlacheckiej, bez tradycji senatorskich. Jednak dzięki małżeństwu z bogatą Anną Szamotulską, wywodzącą się z jednej z najbardziej znaczących w Wielkopolsce rodzin możnowładczych, podniósł – i to zdecydowanie – swój status społeczny. Tego rodzaju koligacja z przedstawicielką możnego rodu była dla Tomickich nie lada wyróżnieniem i stanowiła doskonałą możliwość, aby zaistnieć na arenie politycznej. Trzeba bowiem wiedzieć, że Szamotulscy byli wpływowymi osobistościami nie tylko na terenie całej Wielkopolski, ale i kraju. Co ważne będzie dla naszych dalszych rozważań – wszyscy męscy przedstawiciele tej rodziny piastowali znaczące urzędy, wielu z nich należało do doradców królewskich, znali przedstawicieli rządzącej dynastii Jagiellonów. Fakt ten będzie miał niebagatelne znaczenie dla Tomickich, a z czasem również dla Krzyckich, którym w zdobywaniu urzędów i godności będą pomagać przedstawiciele tych dwóch rodzin. Trzeba bowiem wiedzieć, że posiadanie krewnego zaliczającego się do elity politycznej kraju wiązało się z samymi korzyściami. (O czym poniżej).

Jak pokazują badania źródłowe, dzięki związkom z Szamotulskimi rola rodziny Tomickich w lokalnej społeczności poważnie wzrosła. Tomiccy nabywali nowe wsie, zdobywali starostwa, zaczęli pożyczać pieniądze i bogacili się, zaczęli też stopniowo uczestniczyć w życiu politycznym Wielkopolski i kraju.

Piotr Tomicki – czyli znany nam już wuj Krzyckiego – miał liczne rodzeństwo: braci Jerzego (brat przyrodni), Jana, Stanisława i Mikołaja oraz siostry Annę (matkę Andrzeja Krzyckiego) i Magdalenę. W intencji rodziców i krewnych leżało podówczas, aby potomstwo korzystnie ożenić lub wydać za mąż. Nie udało się powtórzyć sukcesu matrymonialnego i związku z jakąś możnowładczą rodziną na miarę Szamotulskich. Piotr jako duchowny pozostał w stanie bezżennym, natomiast jego rodzeństwo skoligaciło się ze szlacheckimi rodzinami wielkopolskimi.

Siostra Piotra Tomickiego Anna, jak wiemy, wyszła za mąż za Mikołaja (Nikiela) Krzyckiego, herbu Kotwicz, mającego swoje posiadłości w Krzycku Wielkim i piastującego urząd sędziego wschowskiego. Nie był to jakiś znaczący urząd (nie należał do urzędów senatorskich dających możliwość zasiadania w senacie czyli radzie królewskiej), ale już sam fakt zasiadania na jakimś urzędzie stanowił wyróżnik w ówczesnej lokalnej społeczności.

Źródła średniowieczne z reguły niewiele miejsca poświęcały kobietom. Tak też stało się i w tym wypadku. Na podstawie najnowszych pogłębionych badań źródłowych wiadomo o Annie tyle, że swojemu mężowi zrodziła sześcioro dzieci: Jana, Mikołaja, Andrzeja (naszego bohatera!), Piotra oraz córki Annę i Elżbietę. Po jej śmierci Mikołaj Krzycki ponownie ożenił się, tym razem z niejaką Elżbietą, z którą już nie miał dzieci. (W literaturze przedmiotu można niekiedy spotkać informacje niezgodne ze stanem faktycznym i oparte na niepełnej wiedzy źródłowej, że Anna była drugą żoną i że dzieci Jan, Elżbieta i Mikołaj zrodzone zostały z Elżbiety). Ojciec Andrzeja Krzyckiego zmarł (w 1498 r.), kiedy ten liczył sobie 16 lat. Matka zmarła wcześniej, aczkolwiek nie udało się ustalić dokładnej daty jej śmierci.

Przy tak licznym potomstwie należało liczyć się ze zubożeniem. Dlatego bracia Krzyccy po śmierci ojca początkowo nie podzielili majątku ziemskiego odziedziczonego po ojcu.  Z tego licznego potomstwa jedynie dwójka synów zdobyła wykształcenie i zrobiła karierę, mamy tutaj na myśli Mikołaja i Andrzeja, którzy wybrali stan duchowny. (a, jak wiadomo, wstępowanie do stanu duchownego było wówczas jedną z form odciążenia finansowego rodziny i stanowiło szansę na zrobienie kariery).

 Wzajemne poparcie

Dalsza historia to już cały ciąg zależności i wspólnej protekcji między przedstawicielami rodzin: Tomickich, Szamotulskich i Krzyckich. Wspierali się wzajemnie, polecali wpływowym dostojnikom, protegowali na wakujące urzędy i godności. Dopiero poznanie tych wszelkich powiązań pozwoli odkryć zasady panujące na przełomie XV i XVI wieku w zakresie kształtowania się elity oraz w zakresie mechanizmów rządzących przy nominacjach na godności kościelne i urzędy świeckie.

Po śmierci ojca Andrzej Krzycki znalazł się w identycznej sytuacji, jak 20 lat wcześniej jego wuj Piotr Tomicki. Osieroconym w wieku 14 lat Tomickim po śmierci ojca zajął się wówczas możny krewny Andrzej Szamotulski, brat stryjeczny matki Piotra. Młody Tomicki zawdzięczał mu pokierowanie jego wykształceniem i karierą polityczną oraz protegowanie na pierwsze urzędy. Dzięki pomocy Szamotulskiego Tomicki znalazł się na dworze jednego z Jagiellonów, kardynała Fryderyka Jagiellończyka (tego samego, który przeszedł do pamięci potomnych jako hulaka chory na chorobę galijską). Co ciekawe, u tego samego Jagiellona już wcześniej przebywał też Mikołaj Krzycki, brat Andrzeja, pełniący ważne funkcje (podskarbiego, a potem dziekana w kapitule krakowskiej). Pytanie zasadnicze, które właściwie jeszcze przez historyków nie zostało postawione, brzmi: kto kogo protegował?

Najprawdopodobniejszą odpowiedzią na to pytanie jest hipoteza, że najpierw Andrzej Szamotulski, blisko związany z kardynałem Fryderykiem Jagiellończykiem, wspomógł Mikołaja Krzyckiego, następnie Szamotulski i Mikołaj Krzycki wstawili się za Piotrem Tomickim, a kiedy ten wszedł do otoczenia tego Jagiellona zaprotegował z kolei Andrzeja Krzyckiego. Protekcja była na tyle skuteczna, że kardynał mianował Andrzeja od razu na bardzo znaczącą godność dziekana łęczyckiego. W ten sposób 19-letni Andrzej Krzycki otrzymał swoją pierwszą prebendę, kiedy jeszcze nawet nie zdążył skończyć swoich zagranicznych studiów odbywanych w Bolonii i Paryżu.

Trzy lata później, już po śmierci arcybiskupa gnieźnieńskiego i biskupa krakowskiego Fryderyka Jagiellończyka Piotr Tomicki znalazł się na dworze kolejnego możnego, tym razem był to biskup poznański Jan Lubrański. I znów czołową rolę odegrały te same osoby. Najpierw Andrzej Szamotulski zaprotegował Tomickiego, a następnie Tomicki wstawił się za swoim siostrzeńcem Andrzejem Krzyckim. Krzycki niemal natychmiast, jako ledwie 22-letni młodzieniec, awansował (1504 r.) na urząd kanclerza kancelarii biskupiej i stał się posiadaczem kanonii poznańskiej – godności kościelnych, które dla wielu stanowiły szczyt ambicji, zaś dla niego stały się dopiero wstępem do błyskotliwej kariery. Nie będę może szczegółowo wymieniać poszczególnych beneficjów kościelnych, które uzyskiwał w tym pierwszym okresie (a zyskał ich od razu sporo- np. scholasterię  katedralną poznańską, kanonik krakowski 1512 i scholastyk płocki 1512), a skupię się na kwestii protekcji ze strony Piotra Tomickiego.

 Sekretarz królowej  

Kiedy nastąpiła zmiana na tronie polskim i królem został Zygmunt I, Piotr Tomicki – znów dzięki Andrzejowi Szamotulskiemu i biskupowi poznańskiemu Janowi Lubrańskiemu – trafił do kancelarii królewskiej nowego króla Zygmunta I, wkrótce wystarał się o to, aby na dworze królewskim znalazł się również jego siostrzeniec. Tam zapoznawał młodego krewnego z najbardziej wpływowymi osobistościami w kraju, aby utorować mu drogę do kariery.

I tutaj dalej historycy nie są zgodni w swoich opiniach, czy dalszą karierę na dworze zawdzięczał Krzycki temu, że stale był wspierany przez wuja Tomickiego, co jest wyraźne na każdym etapie jego kariery, czy też znaczącą rolę odegrały jego zdolności w zakresie poezji. (Autorzy biogramów Krzyckiego eksponują zdolności swojego bohatera, zaś autorzy prac o Piotrze Tomickim uwypuklają natomiast jego rolę).

Badając mechanizmy kariery omawianego okresu i śledząc przebieg karier poszczególnych dostojników, zwróciliśmy już uwagę na fakt, że awanse na urzędy świeckie i godności kościelne nie odbywały się w sposób przypadkowy, i że kryterium doboru stanowiły nie zawsze odpowiednie predyspozycje, przygotowanie merytoryczne czy wykształcenie. Że  o wiele ważniejszym czynnikiem sprawczym była pomoc wpływowych dostojników. Najczęściej tego rodzaju wsparcie mogliśmy obserwować w obrębie członków rodzin. Doskonale jest to widoczne właśnie na przykładzie badanych trzech rodzin: Szamotulskich, Tomickich i Krzyckich.

Pojawienie się na dworze królewskim i osiągnięcie – znów przy pomocy Piotra Tomickiego – urzędu sekretarza królowej Barbary, pierwszej żony króla Zygmunta I było zdaje się momentem przełomowym dla dalszej kariery Krzyckiego. Tomicki w bardzo przemyślany sposób zaprezentował zdolności młodego siostrzeńca. Wystarał się, aby Krzycki – znany ze swoich zdolności poetyckich – wszedł w skład poselstwa podążającego do Trenczyna po przyszłą królową. W ten sposób Krzycki znalazł się w niewielkim gronie osób, które jako pierwsze zapoznały się z młodziutką Barbarą Zapolyą. Wkrótce na jej cześć ułożył Pieśń na koronację królowej Bony, czym od razu zyskał sobie przychylność królowej, co od razu poprawiło jego notowania na dworze królewskim.

W jej imieniu pisał przepiękną łaciną listy miłosne, w których – oczywiście w imieniu królowej – pisał o miłości, tęsknocie, oczekiwaniu na powrót króla ze zjazdu wiedeńskiego do oczekującej dziecka królowej. To na rękach Krzyckiego oddała ducha 20-letnia królowa Barbara, i – jak słusznie zauważył Pan Doktor Leszek Barszcz w swojej książce – „przyznać trzeba, że to jedna z najbardziej niezwykłych i tajemniczych scen umierania w polskiej kulturze: nie mąż, nie bliscy krewni, w końcu nie lekarz, a zwykły sekretarz trzymał konającą Barbarę na swoich rękach” (s. 61). Na tym etapie poznajemy Krzyckiego jako niezwykle wrażliwego człowieka, którym śmierć królowej tak dotkliwie wstrząsnęła, że postanowił zakończyć swoją karierę polityczną i udać się w jakieś ustronne miejsce, aby przez resztę życia opłakiwać ten fakt, pisząc poezję.

Z tych zamysłów zwierzył się swojemu wujowi. Pragmatycznie myślący Tomicki oczywiście nie dopuścił do tego, aby talent poetycki i zmysł polityczny siostrzeńca zostały obrócone w niwecz. Dopóty prosił i namawiał siostrzeńca, aby nie wycofywał się ze służby królewskiej, aż wymógł na nim tę obietnicę. Tomicki argumentował, że: „Cała przyszłość Twoja na tym zależy”.

 Sekretarz w kancelarii królewskiej

Podkanclerzy w coraz większym stopniu starał się wprowadzać Krzyckiego w życie dworu królewskiego. Znów dzięki zabiegom Tomickiego, ale też już po trosze dzięki własnym zdolnościom oratorskim, Krzycki wszedł do elitarnego grona sekretarzy królewskich. Trzeba wiedzieć, że ówczesna kancelaria królewska była kuźnią humanistycznych talentów. Tutaj skupiało się całe – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – „centrum dowodzenia” państwa. Tutaj kierowana była cała korespondencja zagraniczna i wewnątrzpaństwowa, tutaj skupiała się cała strategia rządzenia państwem. To do kanclerza i podkanclerzego należało prezentowanie królowi spraw w konkretnym świetle.

Tomicki jako podkanclerzy Królestwa Polskiego bardzo angażował się w pracę w kancelarii. Jego życzeniem też było, aby siostrzeniec zamiast poświęcać swój czas na pisanie satyr ośmieszających różnego rodzaju zjawiska, wykorzystał swoje zdolności w służbie państwu. Wuj Tomicki był formalnie przełożonym Krzyckiego w kancelarii królewskiej i -jako taki – zlecał mu pisanie instrukcji poselskich, mów powitalnych, w których Krzycki mógł zaprezentować swoją erudycję. Prosił też króla o wyznaczanie siostrzeńca do udziału w zagranicznych poselstwach. Trzeba wspomnieć, że Tomicki podczas gdy przeszedł z urzędu sekretarza królewskiego na podkanclerzego nie uczestniczył w żadnym poselstwie zagranicznym. Być może przyczyną takiego stanu rzeczy był zły stan zdrowia, na który się stale uskarżał. W każdym razie Krzycki z jego polecenia udawał się kilkakrotnie z poselstwem na Węgry, skąd przesyłał mu bezpośrednie relacje (będąc przysłowiowym „okiem i uchem” Tomickiego). Trzeba wiedzieć, że poselstwa kierowane na Węgry były jednymi z najważniejszych. Na Węgrzech panował bowiem brat Zygmunta I – Władysław Jagiellończyk, z którym posłowie każdorazowo ustalali wspólną strategię polityczną obu państw. Instrukcje poselskie zawierały zwykle wachlarz spraw, które należało poruszyć i omówić podczas misji poselskiej. Dlatego poselstwo w tym kierunku stanowiło dobre ćwiczenie umiejętności dyplomatycznych.

 Starania o biskupstwo dla Krzyckiego

W tym czasie sam Krzycki dał się poznać królowi jako doskonały pisarz i poeta, dlatego nadal głównie w tej roli był obsadzany na dworze królewskim. Został wyznaczony do wygłoszenia wierszy wysławiających urodę następnej żony królewskiej Bony Sforzy.  I – podobnie, jak to miało miejsce w przypadku poprzedniej królowej – tak i tutaj od razu zyskał sobie przychylność Bony.

Oczywiście z takiego obrotu sprawy bardzo był ukontentowany wuj Tomicki, który cieszył się z faktu, że jego zdolny siostrzeniec zaczyna zyskiwać coraz większą popularność na dworze oraz pozyskuje przychylność pary królewskiej. Zwłaszcza to ostatnie łączyło się z możliwością postąpienia na jakieś biskupstwo lub znaczący urząd, stąd tak ważnym elementem – o którym nie zapominał Tomicki – było pielęgnowanie tych dobrych stosunków z monarchą i monarchinią.

Tomicki nie bał się prosić królową dla swojego siostrzeńca o tron biskupi w Przemyślu, wprawdzie niezbyt zasobny, ale za to dający miejsce w senacie. Dlatego bardzo był zawiedziony, kiedy Krzycki został przez króla pominięty (1520 r.) przy rozdawnictwie biskupstwa opróżnionego po przejściu Tomickiego na bogatsze biskupstwo poznańskie. Sytuacja powtórzyła się 2 lata później, kiedy zawakowało (czyli zostało opróżnione) biskupstwo płockie (1522 r.). Również i wówczas wstawiennictwo Tomickiego nie zostało uwzględnione tak, jak by sobie tego życzył sam zainteresowany. Krzyckiemu nadano nie dobrze uposażone biskupstwo płockie, a najeżdżane stale przez Tatarów biskupstwo przemyskie. Tomicki poczytał to za osobisty afront. Uważał, że jego zasługi na rzecz kraju i monarchii powinny być docenione właśnie poprzez awans protegowanego przez niego siostrzeńca.

Po raz trzeci Tomicki poczuł się skrzywdzony i niedoceniony, kiedy po kolejnych trzech latach (1525 r.) on sam awansował na biskupa krakowskiego, zaś dla Krzyckiego nie udało mu się wyprosić od króla biskupstwa poznańskiego, które sam wcześniej zajmował. Opróżnione biskupstwo dostało się w ręce kandydata promowanego przez królową Bonę, która coraz silniej zaczęła zaznaczać swoją obecność na scenie politycznej kraju.

Krzycki bardzo liczył na ten awans. Przez ostatni czas (1524 r.) zaangażowany był – zresztą na polecenie królowej Bony – w prowadzenie razem z Tomickim tajnych rozmów z posłem francuskim. Efektem tych rozmów miało być przymierze polityczne, przy pomocy którego zostałby dokonany zwrot w polityce zagranicznej państwa. A zatem Krzyckiemu i jego wujowi została powierzona sprawa najwyższej wagi. Słusznie więc zakładał, że należy mu się podziękowanie w postaci jakiegoś dobrze uposażonego biskupstwa. Pominięcie Andrzeja Krzyckiego przy rozdawnictwie wysokich godności kościelnych sprawiło, że relacje między królową Boną a podkanclerzym i jego siostrzeńcem sukcesywnie zaczęły się pogarszać. Dostojnicy nie mogli wprawdzie doprowadzić do formalnego zerwania stosunków z Boną, jednak zaczęli bardziej sceptycznie przyglądać się jej poczynaniom.

Musimy zwrócić w tym miejscu uwagę na jeden istotny aspekt. Otóż Tomicki jako wysoko postawiony urzędnik zdecydowanie nie powinien nie demonstrować swoich negatywnych emocji z powodu decyzji królewskich niekorzystnych z jego punktu widzenia. Tymczasem biskup-podkanclerzy opowiedział się stanowczo po stronie swojego siostrzeńca, uznając że lojalność wobec niego jest mu cenniejsza niż wierna służba na rzecz królowej, na której się zawiódł. Ta swego rodzaju niesubordynacja podkanclerzego i zajęcie takiego właśnie stanowiska sprawiły, że jego pozycja na dworze królewskim zaczęła się stopniowo zmniejszać. Musimy więc tym bardziej docenić odwagę Tomickiego i jego świadome posunięcia, połączone z konsekwencją w działaniu, na rzecz Andrzeja Krzyckiego.

Być może właśnie ta determinacja sprawiła, że przy następnych zmianach i przesunięciach na tronach biskupich Andrzej Krzycki zdobył biskupstwo płockie (1527 r.). W związku z tym, że nominacje zostały przeprowadzone w bardzo krótkim przedziale czasu, brak bezpośrednich danych o wstawiennictwie Tomickiego. Jest ono jednak oczywiste, zwłaszcza, że już rok później obaj przedsięwzięli szeroko zakrojoną akcję w kierunku przejęcia arcybiskupstwa gnieźnieńskiego przez Krzyckiego, na wypadek, gdyby się zwolniło. Swoje prośby do królowej popierali podarkami. I znów obu spotkał gorzki zawód. Po śmierci Jana Łaskiego, znienawidzonego i wyśmiewanego, na arcybiskupa awansował za protekcją królowej Bony kto inny, a mianowicie Maciej Drzewicki. Dopiero po śmierci Drzewickiego Krzycki – niejako w drugim rzucie – osiągnął najwyższą godność kościelną, arcybiskupstwo gnieźnieńskie.

Realizm polityczny Krzyckiego – wzajemne dyskusje o sprawach państwowych

Wydawałoby się, że Tomicki, jako bardziej doświadczony i stojący wyżej w hierarchii urzędniczej, starał się narzucać ton Krzyckiemu. Jednak tego rodzaju zachowanie możemy obserwować jedynie w początkowych latach przebywania Krzyckiego na dworze królewskim. Z czasem te role odwróciły się.

Kiedy Krzycki oswoił się z pracą w kancelarii królewskiej, wkrótce okazało się, że jest równie dobrym politykiem, co poetą. I tutaj zaszła diametralna zmiana. O ile do tej pory to Tomicki był głównym inicjatorem wszelkich przedsięwzięć z udziałem Krzyckiego i sugerował mu niekiedy swój punkt widzenia, o tyle teraz sytuacja się zmieniła. Podkanclerzy Tomicki zaczął coraz częściej odwoływać się do opinii politycznych swojego siostrzeńca. W związku z tym, że obaj mieli do siebie całkowite zaufanie – co przecież nieczęsto się spotyka wśród polityków – wymieniali się ważnymi i niekiedy tajnymi informacjami dotyczącymi najbardziej kluczowych spraw państwa. Dla przykładu Tomicki zwierzył się z propozycji otrzymanej od prymasa Jana Łaskiego, który proponował Tomickiemu koadiutorię gnieźnieńską, czyli następstwo po sobie na stolicy arcybiskupiej w Gnieźnie. Propozycja była bardzo kusząca, dawała Tomickiemu gwarancję objęcia po śmierci Łaskiego najważniejszej godności w kraju. Jednak Krzycki, realistycznie patrzący na świat, bardzo sceptycznie odniósł się do tego pomysłu i zdecydowanie był przeciwny wchodzeniu w jakiekolwiek układy z ich wspólnym wrogiem politycznym Janem Łaskim. Wujowi poradził, aby wyłgał się chorobą i nie składał żadnych zobowiązujących deklaracji. Zalecał, aby nie zrażać niepotrzebnie prymasa Łaskiego, a z drugiej strony nie godzić się na jego koncepcje polityczne. Z tej wypowiedzi przebija wytrawny polityk, który potrafił na chłodno analizować fakty. Ta jego cecha uwidacznia się wielokrotnie w jego poczynaniach politycznych. (A, co ciekawe, nie sposób jej dostrzec w zabarwionej emocjami poezji).

Należy wiedzieć, mając świadomość mechanizmów, które rządziły ówczesnym światem polityki, że najważniejszym decydentem w kraju niekoniecznie zawsze był król. Przemożny wpływ na podejmowanie najważniejszych dla państwa decyzji politycznych, na ustalanie przymierzy i antyprzymierzy, na ucieranie się konkretnych stanowisk mieli doradcy królewscy, i to zarówno ci, którzy sprawowali najważniejsze urzędy, jak i ci, którzy nie piastowali wprawdzie znaczących stanowisk, ale byli związani z władcą jakimiś nieformalnymi układami. Z Andrzejem Krzyckim sprawa przedstawiała się zgoła jeszcze inaczej. Był wprawdzie sekretarzem królewskim, a później zasiadał również na stolicach biskupich, ale tak naprawdę – chyba można zaryzykować taką tezę – zaliczał się do swego rodzaju szarej eminencji na dworze.

Trudno nam historykom dociec, jaki był jego faktyczny udział w kształtowaniu się polityki państwa. Możemy jedynie analizować dokumenty i korespondencję tego okresu i na jej podstawie wysuwać jakieś konkretne wnioski. Otóż treść listów pisanych przez Krzyckiego do swojego wuja biskupa-podkanclerzego dowodzi, że na bieżąco był zaznajomiony z aktualnymi wydarzeniami, również tymi, o których wiedziała niewielka grupka królewskich doradców. Widać, że potrafił wyrobić sobie zdanie na temat ważkich zagadnień i nie bał się wygłaszać swoich opinii na różne tematy. Ale tutaj musimy dokonać pewnego zastrzeżenia. Krzycki starał się dzielić swoimi uwagami na temat otaczającej rzeczywistości jedynie z dostojnikami, do których miał pełne zaufanie, a takich było niewielu. (Co innego satyry, przy pomocy których puszczał w obieg niepochlebne opinie o poszczególnych dostojnikach).

 Wzajemna życzliwość i zaufanie w sprawach najwyższej wagi

I właśnie w tym miejscu musimy podkreślić, jak ważne były, zwłaszcza w ostatnich 15 latach życia Tomickiego, te szczere kontakty z Krzyckim. Dla dostojników na dworze królewskim było jasne, że Krzycki nigdy nie wystąpi przeciwko swojemu wpływowemu wujowi, że zawsze będzie wobec niego lojalny. I odwrotnie, że Tomicki nie zaprzepaści żadnej okazji, aby pomoc swojemu siostrzeńcowi w kolejnym awansie.

Krzycki z Tomickim prezentowali zbieżną linię polityczną, i nawet jeśli nie zgadzali się niekiedy w jakichś szczegółowych kwestiach, czego całkowicie wykluczyć nie możemy, zwłaszcza, że Krzycki znany był niekiedy z ekscentrycznego podejścia do rzeczywistości, to na zewnątrz zawsze występowali wspólnie. Nie słychać w źródłach o żadnym – podkreślam – żadnym zatargu, scysji czy ostrzejszej wymianie zdań między tymi dostojnikami.

O szczerym przywiązaniu łączącym tych dwóch dojrzałych już polityków świadczy chociażby fakt, że Tomicki sam nie przyjął godności arcybiskupa gnieźnieńskiego, proponowanej mu tym razem już przez samego króla i wysunął jako kandydata na tę najwyższą godność kościelną swojego siostrzeńca. Krzycki, jak wiemy, tę godność osiągnął, jak na ironię losu stało się to w dniu śmierci wuja Piotra Tomickiego 29 października 1535 roku. Było to swego rodzaju ukoronowanie wieloletnich starań Tomickiego, który z podziwu godną konsekwencję promował swojego siostrzeńca, dla którego był nie tylko wpływowym wujem, ale któremu zastępował przedwcześnie zmarłego ojca.

 Budowanie wspólne obozu wrogów i przyjaciół politycznych

Krzycki był bacznym obserwatorem życia ówczesnych elit. Nie bał się wypowiadać swojego zdania nawet na temat monarchy. Zygmunta I scharakteryzował w ten sposób: „Król nic nie uczyni sam z siebie; uczyni jednak wszystko, czego chcą ważni senatorowie; dlatego potrzeba dodawać mu bodźca”[1]. Znany był z tego, że w sposób bezkompromisowy wypowiadał się na temat dostojników, którzy w jakiś sposób zawiedli jego oczekiwania, prezentowali zgoła odmienne poglądy polityczne, bądź ich morale nie mieściło się z kanonie zachowań wyznawanym przez Krzyckiego. Dla przykładu kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego, który zresztą pozostawał w życzliwych stosunkach z Tomickim, w swoim wierszu określił mianem Judasza, który sprzedał ojczyznę i dom swój zdradził[2]. Niemal klasycznym przykładem współdziałania na polu polityki było ośmieszanie inicjatyw politycznych prymasa Jana Łaskiego. Tomicki robił to w listach, natomiast Krzycki dodatkowo jeszcze w wierszach, które potem rozpowszechniał na dworze królewskim. Krzycki  realizował w tym wypadku przy pomocy poezji plan ostracyzmu politycznego pewnych dostojników. Byli obaj zgodni co do tego, że prymas Łaski jest obłudnym człowiekiem, komediantem, który laniem udawanych łez chce zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Łaskiego oskarżył m.in. o nepotyzm (obsadzanie godności i urzędów członkami rodziny), zapominając, że przecież sam zawdzięczał miejsce na dworze królewskim właśnie przedstawicielowi rodziny, Piotrowi Tomickiemu. Przyrównał go do szpiega, zarzucił mu, że jest łasy na pochlebstwa i żądny zaszczytów, że w niegospodarny sposób zarządza beneficjami kościelnymi. Łaskiemu nadał nawet ośmieszający przydomek „Ardelion”, oznaczający próżniaka, intryganta, plotkarza. Pamiętajmy, że rzucał tego rodzaju kalumnie na najwyższego przedstawiciela Kościoła w Polsce. I znów, podobnie, jak to miało miejsce przy okazji innych kwestii politycznych, miał w tych działaniach poparcie swojego wpływowego wuja. Tomicki, zwykle wstrzemięźliwy w wygłaszaniu ostrych opinii, tutaj nie próbował nawet w listach do swojego siostrzeńca powstrzymywać się przed nazywaniem Łaskiego „człowiekiem bez charakteru, kłamcą i szalbierzem”.

Krzycki i Tomicki byli zgodni także co do osoby Jana Latalskiego. Działali wspólnie, niekiedy w sposób bezkompromisowy. Hamowali rozwój kariery politycznej kolejnego adwersarza politycznego, Jana Latalskiego. Kiedy królowa nadała biskupstwo poznańskie, które zajmował wcześniej podkanclerzy Tomicki, Janowi Latalskiemu, a nie Krzyckiemu, obaj zaczęli żywo występować przeciw Latalskiemu. Tomicki upomniał się o zaległe dochody z biskupstwa poznańskiego, a Krzycki dał wyraz swojemu niezadowoleniu poprzez pisanie niepochlebnych wierszy o królowej Bonie. Latalskim, a przewracająca się świeca uderzyła biskupa w głowę. Krzycki skomentował to w ten sposób, że wstrzemięźliwy św. Stanisław uląkł się pijaka[3]. Z podobnym niezadowoleniem przyjął Krzycki nominację Latalskiego na biskupstwo krakowskie opróżnione po śmierci ukochanego wuja Piotra Tomickiego. (Jak na ironię losu tenże sam Latalski, znienawidzony i wielokrotnie wyśmiany przez Krzyckiego, objął po jego śmierci najwyższą godność kościelną w kraju, arcybiskupstwo gnieźnieńskie). O wstąpieniu Latalskiego na biskupstwo poznańskie napisał Krzycki znany paszkwil, w którym opisał, jak to podczas zbliżania się Latalskiego do ołtarza św. Stanisława, tryptyk srebrny stojący tamże, miał się zamknąć przed biskupem, któremu Krzycki nadał przydomek „Kufel”.

 Pomoc finansowa

Niewątpliwie niezmiernie ciekawy materiał źródłoznawczy dla poznania tamtej epoki i mentalności ludzi należących do elity intelektualnej swoich czasów stanowi korespondencja. Listy niezmiennie, jak na prawdziwego humanistę przystało, pisane były po łacinie.

W listach Krzycki tytułował Tomickiego „wielebnym panem, wujem czcigodnym”.

Pisał często, na przerwy w pisaniu pozwalał sobie jedynie wówczas, kiedy nękała go febra. W jednym z listów tłumaczył się w ten sposób: „długo już do wielebnego pana nie pisałem, ponieważ byłem dość mocno przez gorączkę opanowany, lecz to jest moja dawna uciążliwość, dlatego stałem się już na nią nieczuły. (…) nie omieszkam pisać później aż do obrzydzenia”[4].

Listy kończył grzecznościowymi frazesami tego typu: „Polecam się waszej Wielebności, którego proszę, aby nie zechciał mnie kiedykolwiek od łaski swej oddalić”[5].

Krzycki, stale utrzymywał kontakt listowny z wujem. Pisał nawet wówczas, kiedy nic ważnego się nie wydarzyło.

„Wielebny wuju mój najczcigodniejszy. Przed kilkoma dniami podałem list do Wielebnego pana. List ten chciałem napisać, chociaż nie ma żadnego tematu do pisania, abym złagodził ten błąd milczenia, o który przez Pana Wielebnego byłem oskarżony”[6].

Krzycki miał zwyczaj używać dosadnych określeń, niekiedy kpił sobie z różnych dostojników. Tomickiemu często opowiadał dykteryjki, przekazywał ploteczki z życia dworu. Jego listy nasycone są różnego rodzaju historyjkami o ludziach tamtych czasów. Opowiadał dostojnemu wujowi, jak to jeden z kanoników wszczął kłótnię, kiedy nie zdołał niczego wskórać prośbami, albo o innym, który jest bardzo uciążliwy dla otoczenia[7]. Liczył za każdym razem na poczucie humoru Tomickiego. Faktycznie Tomicki niejednokrotnie śmiał się szczerze z tych opowieści i czekał na kolejne. (Zresztą sam biskup-podkanclerzy na swoim dworze gościł regularnie takich humanistów, którzy oprócz inteligencji, wiedzy i oczytania mogli się pochwalić również pogodnym usposobieniem).

Krzycki zwierzał się wujowi ze wszelkich trosk, począwszy od chorób, a skończywszy na ciągłych tarapatach finansowych, z których niejednokrotnie musiał go Tomicki wybawiać.

I znów pozwolę sobie przytoczyć fragment listu:

„pisałem wielebnemu panu, że byłem nadmiernie ogarnięty ciężką gorączką, która chociaż prawie osiem dni szalała, osłabiając mnie często i męcząc ciągłym kaszlem, pewnego wieczoru, gdy wystąpiły poty ogromne i samorzutnie rozlały się po ciele, weszła w głąb. Tak dzięki Bogu wyzwolony, zdobyłem już dawną moc zdrowia. Lecz o tym wystarczy. Wypędziwszy chorobę ciała, zabłąkałem w inną – ducha. (…) w tym roku dziesiąta część mojego dekanatu została przez grad zniszczona i pieniędzy do tej pory żadnych nie otrzymałem. Miałem nadzieję, że plon może będzie zebrany z części stratowanych ziem, aby w ten sposób zdobyć pieniądze, napisałem w tej sprawie do swoich wierzycieli, aby zechcieli poczekać ze spłatą długu. Ale zaledwie poprosiłem, a już jestem nękany przez wierzycieli, którzy domagają się swojej należności, czemu w tej sytuacji nie będę mógł sprostać. (…) Czerwieniąc się ze wstydu, gdy to obwieszczam wielebnemu Panu, starałem się o pożyczkę od dziekana warszawskiego, oschłego starca i – ponieważ on jedynie sam sobie pieniądze powierza – nic nie wskórałem. Dlatego też przymuszony największą koniecznością, proszę wielebnego pana, aby zechciał podać mi lekarstwo na tę chorobę, pod tym warunkiem jednak, że nie stanie się to zbyt wielką niedogodnością, i aby pożyczył dla mnie pieniądze od kogoś. Ja, cokolwiek tylko Łaskawy Pan mi pożyczy, bez wątpienia oddam w wyznaczonym czasie”[8].

Pomimo dawanych obietnic, Krzycki nie był słownym dłużnikiem i nie oddawał długów o czasie. Z listów Krzyckiego do Tomickiego przebija jeszcze jedna cecha tego poety. Otóż, kiedy wpływowy wuj zwracał mu uwagę, że nie dopełnił pewnych obowiązków z należytą starannością, Krzycki nie próbował nawet oponować, a przeciwnie, uznawał swoją winę, przysłowiowo posypywał swoją głowę popiołem. Tym samym zamiast ewentualnego gniewu spotykał się jedynie z pobłażliwym kiwnięciem ręki.

I znów zacytujmy jeden z listów Krzyckiego, pisanym przepiękną humanistyczną łaciną, listów z których wyłania się obraz prawdziwego humanisty, wrażliwego na otaczający świat, czerpiącego z życia pełnymi garściami, poety, dla którego przyziemne sprawy były obce.

Kiedy sługa oddał mi list od Wielebnego Pana, w którym to liście wuj mój najbardziej czcigodnego mnie przede wszystkim zawstydził, że w prowadzonych przeze nie sprawach mniej dokładny / skrupulatny okazuję się. Przyznaję, że tak jest. Lecz na bogów nieśmiertelnych, zawsze jestem w stanie niżej stawiać moje sprawy niż interesy wielebnego Pana, a że najbardziej na tym urzędzie cierpiąc niedostatek troszczę się o pieniądze, chyba że jeszcze o najwyższą konieczność jedzenia, wstydzę się. Zbyt późno to przeze mnie zostało zrobione. Ale pomimo tego dzięki składam Wielebnemu Panu za to, że tyle czasu z owej skały wykrzesał. Postaram się, aby w międzyczasie dług ten mógł być uzbierany i spłacony jak najprędzej. Dlatego też Pana Wielebnego proszę, niech Pan dołoży starań, aby mój wierzyciel nie stracił zaufania i nie robił mi jakichś trudności”[9].

Obawiał się Krzycki, że gdy nie odda wierzycielom pieniędzy w umówionym terminie, narazi się na utratę zaufania i nieuprzejmości.

 Choroby  

Obaj dostojnicy opowiadali sobie w listach o swoich przypadłościach, nawracających chorobach, wymieniali się doświadczeniami w zakresie sposobów leczenia. Tomicki wspomagał Krzyckiego specjalną maścią zrobioną z kwiatu muszkatołowego, którą Dantyszek przywoził z Europy i która stanowiła panaceum na wszelkiego rodzaju bóle, również artretyczne, na które skarżył się Krzycki. Opowiadali sobie również o obserwacji moczu – o jego kolorze i klarowności. Trzeba wiedzieć, że nie było to niczym dziwnym – badanie moczu stanowiło podówczas jedną z metod określania stanu zdrowia pacjenta. Skoro już mowa o zdrowiu, to warto wspomnieć, jaką opinię posiadał Krzycki na temat lekarzy. Otóż uważał on, że jest wielu słabych lekarzy i wszyscy, których zna, nie są nic warci. To, co radzą medycy, składa się „z samych zakazów, a medykamenty, które przepisują, potrafią doprowadzić do wymiotów nawet najbardziej zdrowy żołądek”. Sam zalecał jako najskuteczniejszy lek odpoczynek.

Krzycki – podobnie jak wielu ludzi tej epoki – należał do ludzi przesądnych, pomimo tego, że nie zalecał poddawaniu się opinii różnego rodzaju magów i szarlatanów, sam wierzył w znaki, jakie zsyłało niebo. Był np. przekonany, że przyczyną zawalenia się ściany katedry w Płocku, gdzie był biskupem, było pojawienie się na niebie komety[10].

 Wdzięczność  

Stosunki wzajemne cechowały szacunek i zaufanie. Andrzej Krzycki świadom był wpływu wuja na swoją karierę polityczną. Trudno szukać w jego listach choćby odrobiny szyderstwa i ironii, która byłaby skierowana w stronę podkanclerzego. Przeciwnie, przez cały długi okres korespondencji zachował niekłamaną wdzięczność dla Piotra Tomickiego.

Analizując listy Krzyckiego do Tomickiego z okresu blisko 30 lat można prześledzić, jak Krzycki ze swawolnego, niefrasobliwego młodziana, szermierza nowych humanistycznych prądów, wyrósł u boku statecznego wuja na przewidującego polityka, który z ogromnym wyczuciem będzie zaznajamiał się z meandrami polityki, przewidywał następstwa konkretnych działań w polityce, potrafiącego z iście psychologicznym zacięciem scharakteryzować różnego rodzaju osobistości należące do ówczesnej elity władzy.

 Krzycki a religia

Krzycki wykazywał również dystans nawet do spraw religijnych, do kwestii związanych z oddawaniem czci świętym chrześcijańskim. Tomickiemu cierpiącemu na ból zęba tłumaczył, że będzie się w jego imieniu modlił do św. Apolonii, opiekunki od zębów, a jeśli to nie przyniesie wujowi ulgi w cierpieniu, odwoła się do pomocy samego Lutra i przejdzie na jego stronę. Takie słowa, będąc sam przedstawicielem Kościoła, mógł wypowiedzieć jedynie do swojego wuja, który rzecz całą potraktował jako jeden z wielu wybryków słownych dowcipnego siostrzeńca.

Razem z podkanclerzym Tomickim z zaciekawieniem czytał relację Jana Dantyszka, posła królewskiego o jego spotkaniu z Marcinem Lutrem, nazywanym przez Krzyckiego monstrum (czyli potworem), czy wręcz demonem[11]. Równocześnie jednak oficjalnie jako biskup zajął bardzo stanowcze, negatywne stanowisko wobec nowinek religijnych. Jego dzieło Encomia Luteri (1524 r.), w którym z właściwym sobie sarkazmem i dowcipem atakował naukę Lutra, bardzo szybko trafiło do rąk humanistów europejskich. I – jak pewnie Państwo wiedzą – przez pomyłkę znalazło się w spisie ksiąg zakazanych ze względu na mylący tytuł, który w tłumaczeniu brzmi Pochwała Lutra.

Wspólnie z podkanclerzym Tomickim wypowiedzieli się przeciwko wichrzycielom, którzy w Gdańsku obalili radę miasta i szerzyli tam reformację. W jednym ze swoich wierszy wyszydzał dworzanina Jana Zambockiego, że „chwali zasady Lutra, co świętość szarga”. Krzycki był też autorem najbardziej radykalnego w przekazie edyktu przeciw luteranizmowi, ogłoszonego w 1525 r.

Tomicki to nie tylko promotor Krzyckiego na szczeblach władzy. To również mecenas i wielbiciel jego poezji. Wykazywał ojcowską troskę, pomieszaną z niekiedy z pobłażliwością, zwłaszcza kiedy chodziło o twórczość literacką siostrzeńca. Biskup-podkanclerzy frywolne w treści wierszyki Krzyckiego polecił zebrać te rozproszone dziełka i – wbrew intencji Krzyckiego, który uważał, że są to rzeczy niewarte przechowywania – polecił Tomicki je zebrać, aby przygotować do druku.

Anna Odrzywolska-Kidawa


Bibliografia:

Anna Odrzywolska-Kidawa, „Ardelion” – prymas Jan Łaski w opinii Andrzeja Krzyckiego, [w:] Cor hominis Wielkie namiętności w dziejach, źródłach i studiach nad przeszłością, red. Nauk. Rosik Stanisław, Wiszewski Przemysław, Wrocław 2007.
Anna Odrzywolska-Kidawa, Biskup Piotr Tomicki (1464-1535). Kariera polityczna i kościelna, Warszawa 2004.

Anna Odrzywolska-Kidawa, Krąg rodzinny biskupa Piotra Tomickiego, „Studia Historyczne”, R. XLIV, 2001, z. 4.Anna Odrzywolska-Kidawa, Podkanclerzy Piotr Tomicki (1515-155). Polityk i humanista, Warszawa 2005.

Anna Odrzywolska-Kidawa. Znaczenie związków rodzinnych w karierze na przykładzie biskupa Piotra Tomickiego i jego siostrzeńca Andrzeja Krzyckiego, „Zeszyty Historyczne Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie”. Nr 7/2003.


[1] AT, t. VII, nr LXXV; tłum za: Ludwik Kolankowski, Elekcja Zygmunta Augusta, KH, R. XIX, 1905, s. 535.
[2] Andreae Cricii Carmina, L. IV, nr XLVII, s. 150; nr XLVIII, s. 151.Hic vendit patriam, vendit et iste lares.A domino eductus summoque evectus honoreEt domum domini vendit, et omne decus.

[3] Bolesław Przybyszewski, Krótki zarys dziejów diecezji krakowskiej, II czasy nowożytne, Kraków 1993, s. 28.

[4] AT, t. I, nr X, s. 20. lit z 1507 r.

[5] AT, t. I, nr XII, s. 24. list z 1508 r.

[6] AT, t. I, nr XVI, s. 29. list z października 1508 r.

[7] AT, t. I, nr XXVIII, s. 45. list z poł. 1509 r.

[8] AT, t. I, nr XII, s. 24. list z 1508 r.

[9] AT, t. I, nr XIII, s. 25. list z maja 1508 r.

[10] Leszek Hajdukiewicz, Zainteresowania bibliofilskie…., s. 172-173.
[11] AT, t. VI, nr CCLXV, s. 299.