Krzycki jako biskup przemyski

Skoro raz pokosztowałeś dworskiego wędzidła, trzeba dźwigać jeźdźca. Wynika to już z ustroju państwa, że ludzi wykształconych powołuje się do godności i funkcji publicznych.Błogi wprawdzie jest spokój wśród książek, ale człowiek nie rodzi się tylko dla siebie, lecz również i dla ojczyzny.

Erazm do Andrzeja Krzyckiego (Bazylea, 17 maja 1527), w: Korespondencja Erazma z Rotterdamu z Polakami, opr. i tłum. M. Cytowska, Warszawa 1965, s.83.

„Książę poetów łacińskich” w 1523 roku był już jedną z najbardziej znanych osobistości polskiego kościoła, autorem głośnych panegirycznych dzieł jak Encomium Divi Sigismundi, regis Poloniae, post victoriam de Tartaris partam, In Augustissimum Sigiamundi regis Poloniae et reginae Barbarae connubium…carmen,  Epitalamium Divi Sigismundi primi regis et inclytae Bonae, reginae Poloniae, Ad Divum Sigismundum Poloniae regem post partam de Moskis victoriam carmen czy Religionis et Reipublicae quaerimonia, w których sławił Zygmunta, jego czyny i piękno Rzeczpospolitej, ukazując humanistycznej Europie nowe, nieznane dotąd, oblicze Sarmatów: ludzi wykształconych, światłych, miłujących piękno, ale i twardo broniących swych racji oraz granic.

Początkowo Andrzej Krzycki przy poparciu Piotra Tomickiego starał się o uzyskanie biskupstwa płockiego, ale tym razem o nominacji królewskiej zadecydowały wydarzenia polityczne związane z wyznaczeniem przez papieża Hadriana VI na biskupa płockiego Jana Albrechta. Ostry sprzeciw króla, wywołany tą samowolną i wrogą Polsce decyzją, doprowadził do jej cofnięcia. W tych okolicznościach Zygmunt na biskupstwo płockie zaproponował bliskiego sobie i bardzo doświadczonego polityka Rafała Leszczyńskiego a na biskupstwo przemyskie Andrzeja Krzyckiego. Nominację tę król uzasadniał w liście do Bony: „…na biskupstwo przemyskie mianowaliśmy Andrzeja Krzyckiego, mając wzgląd na jego cnoty i zdolności, jak również polecenie W. K. Mości i biskupa poznańskiego, spodziewamy się, że będzie pożyteczny zarówno dla nas jak i Rzeczpospolitej.”[2]

Dla okazania szczególnych względów królowej Zygmunt odprawił do nominata osobnego posła, sekretarza Mikołaja Zamoyskiego, polecając mu zawiadomienie Krzyckiego oraz zapewnienie o łasce królewskiej. „Miał również upomnieć go, by na tej godności tak się zachowywał, by nie ściągnął na siebie zarzutu niewdzięczności i lepiej postępował wobec króla i Rzeczpospolitej aniżeli niektórzy inni, którzy wyniesieni przez króla i obdarzeni największymi łaskami czynili mu następnie wielkie trudności…”[3] Kandydatura Krzyckiego na biskupa przemyskiego mogła wydawać się atrakcyjna z wielu powodów. Z Przemyśla miał przecież niedaleko na Węgry, a od czasu sekretarzowaniu u królowej Barbary kwestie węgierskie były mu szczególnie bliskie i dobrze się w nich orientował. Zdawał sobie też sprawę ze strategicznego znaczenia południowej granicy, o czym najpełniej świadczy napisana w 1522 roku Religionis et Reipublicae quaerimonia (Skarga Religii i Rzeczpospolitej), w której krytykował jawną niechęć szlachty do uchwalania podatków na obronę przed Tatarami. Szlachta nie chciała stawać także na pospolite ruszenie przeciw nim, dlatego już wtedy przyszły biskup przemyski wspierał króla, znajdującego się w beznadziejnej sytuacji.[4]

Nominacja ta sprzyjała także umocnieniu na dworze i w senacie wpływów królowej Bony. Hadrian VI, nie chcąc zrażać do Stolicy Apostolskiej oddanego jej Zygmunta, zaakceptował przedstawione mu nominacje i 4 czerwca 1523 roku dokonał prekonizacji Rafała Leszczyńskiego na biskupa płockiego oraz Andrzeja Krzyckiego na przemyskiego.[5] Zgodę swą jednak uzależniała Stolica Apostolska od podwyższenia annat. Konsekracja Criciusa odbyła się 4 września 1523 roku w katedrze krakowskiej. Konsekratorami zaś byli biskupi: krakowski (Jan Konarski), poznański (Piotr Tomicki, już wówczas koadiutor biskupstwa krakowskiego) i laodycejski (sufragan krakowski Jan Amicinus, kilkakrotny rektor Akademii).[6] Jako ordynariusz przemyski Cricius stawał się członkiem senatu i to właśnie jako senator rozpoczął swą bardzo intensywną działalność państwową. Po uzyskaniu biskupstwa przemyskiego zrzekł się na rzecz Jana Latalskiego probostwa poznańskiego. W swojej nowej diecezji bywał jednak rzadko ze względu na zajmowanie się sprawami politycznymi. W r. 1523 prowadził wspólnie z Boną i Tomickim tajne rokowania z posłem francuskim Antoni Rinconem w sprawie małżeństwa Zygmunta Augusta z królewną francuską mającego wzmocnić planowane polsko – francusko – węgierskie przymierze. Po stronie Bony stanęło także stronnictwo narodowe Jana Łaskiego. Krzycki pośredniczył w układach i redagował odpowiedzi królewskie w myśl życzeń Bony. Nie zapominał także o działalności literackiej i wydawniczej. Swoim wierszem, razem z Piotrem Rydzyńskim, Wacławem Sobiesławskim oraz Stanisławem Hozjuszem, opatrzył wydane w Krakowie w 1523 r. dzieło Erazma De duplici copia verborum ac rerum commentarii duo.[7]

Pod koniec r. 1523, tj. 6 grudnia, wystąpił jeszcze w Piotrkowie jako współkonsekrator (konsekratorem głównym był arcybiskup gnieźnieński Jan Łaski) biskupa warmińskiego Maurycego Ferbera. Dnia 6 kwietnia 1524 roku biskup przemyski pojawił się w czasie ingresu Tomickiego w Krakowie, gdzie po mszy, na której przemawiał kanonik kolegialny, rektor Akademii w 1523 r. Marcin z Olkusza, witał wuja jako proboszcz krakowski w imieniu kapituły i całego zgromadzonego kleru. Przemówił wtedy popisową, retoryczną deklamacją w kościele Najświętszej Marii Panny zatytułowaną Oratio ad P. Tomicium novum pontificem… W tym okresie zmarł nagle nadworny lekarz Zygmunta, przyjaciel (?) Criciusa, Andrzej Kostka. Jego śmierć uczcił biskup przemyski czterowierszem De morte subita doctoris Kostka physicis Sigismundi Primi custodis Plocensis (Na nagłą śmierć doktora Kostki, lekarza Zygmunta I), nazywając go „chlubą lekarzy”, a w jego umieraniu dostrzegł paradoks długiego zdrowego życia zakończonego niespodziewanym zgonem. Wyglądało to jakby Parka bała się zesłać nań chorobę, gdyż ten mistrz nad mistrzami z pewnością by się wyleczył i zakpił z bogów, dlatego tylko podstęp i zaskoczenie mogły go pozbawić życia.[8]

Wydarzeniem, które niezwykle poruszyło Krzyckiego w czerwcu tego roku, był najazd turecki. Turcy tradycyjnie już, chcąc wymusić rozejm na Zygmuncie, uderzyli niedużymi siłami (ok. 13 tysięcy). Brak trwałej obrony spowodował, iż dotarli pod Lwów, pustosząc diecezję przemyską. Ledwie opuścili zajęte tereny atakowani przez wojska Firleja a już w lipcu ziemię tę najechali Tatarzy pod dowództwem siostrzeńca Seadet Gireja w sile ok. 40 000. Sprawdziły się najgorsze przeczucia Criciusa. Kraj okazał się niezdolny do obrony, co skończyło się jego olbrzymim spustoszeniem. Rozmiary zniszczeń opisywał w listach z Przemyśla, Radymina, Brzozowa, Jarosławia oraz Krosna. Nie krył w nich swego żalu i rozgoryczenia: „Sądzę, że nadszedł czas naszego – pisał do Tomickiego – upadku, któremu sam tylko król mógłby zapobiec, gdyby zechciał tylko być nieco surowszy i nie tak dalece zależeć od naszego zdania. Inaczej nie ma nadziei ocalenia.”[9]

Starzejący się Zygmunt I uporczywie trzymał się szlachetnych – jak pisze W. Pociecha – ale nieżyciowych idei. Jego ostrożna, pokojowa polityka oddalała od niego Krzyckiego i coraz bardziej wiązała go z Boną. Od tego czasu Cricius będzie coraz bardziej krytycznie oceniał niezdecydowanie króla. Jako biskup przemyski razem z panami Balem i Sobieskim szybko zajął się odbudową zniszczeń, ufortyfikowaniem ważniejszych miast, budowaniem po lasach zasieków, dających schronienie przed mniejszymi zagonami tatarskimi, ponieważ tatarzy nie tylko niszczyli i rabowali osady, lecz i robili obławy na ludność cywilną.[10]

Musiał odnowić również wiele parafii, np. w Oleszycy. W lipcu razem z królem wizytował Tarnów i Sandomierz. We wrześniu zaostrzyła się sytuacja polityczna na Węgrzech. Przebywający w tym czasie w Krakowie wysłannikom Klemensa VII legat apostolski kardynał Burgio, namawiał Zygmunta do udziału w antytureckiej krucjacie oraz do wsparcia króla Ludwika. Prosił, żeby monarcha osobiście udał się na Węgry. Krzycki stanowczo odradzał królowi wyjazdu, gdyż wymagałoby to spokoju wewnętrznego, którego nie było, oraz pociągałoby to za sobą wielkie koszty. Poza tym nie było żadnych gwarancji, iż podróż królewska zakończy się jakimkolwiek sukcesem. Zygmunt odmówił udania się na Węgry, ale w zamian wysłał z misją dyplomatyczną Criciusa razem z Janem Wieczwieńskim (sekretarzem królewskim oraz kasztelanem płockim).[11]

W październiku przemawiał Krzycki na sejmie w Budzie, zachęcając stronnictwa narodowe i prohabsburskie do zgody. Namawiał je również, by powzięły wreszcie uchwałę co do zabezpieczenia Węgier, które same bronić się nie mogły, ponieważ król polski nie chciał dłużej łudzić się próżną nadzieją. Odradzał możnowładcom węgierskim wojny z Solimanem oraz zalecał zawarcie z nim pokoju. Poza tym Krzycki i Wieczwiński wystąpili w obronie przywilejów ziemi morawskiej (o co jeszcze w lipcu prosili posłowie morawscy).[12]

Aktywność dyplomatyczna Criciusa nie ograniczyła się tylko do oficjalnych rozmów. Dzięki temu, iż biskup przemyski nie reprezentował żadnego urzędu, mógł spotykać się z całą plejadą węgierskich osobistości, a to z kolei pozwoliło mu jeszcze lepiej poznać panujące w tym kraju nastroje[13]. Po powrocie z Budy przywiózł tak niepocieszające wieści o stosunkach wewnętrznych na Węgrzech, że Zygmunt postanowił pozostawić Węgry swemu losowi i na sejmie piotrowskim (styczeń – luty 1525) zapadła decyzja w sprawie wysłania poselstwa do Turcji. Raport Krzyckiego był po myśli Bony, gdyż wskazywał, że Węgry są zbyt słabe, aby próbować wojny z Turcją, dlatego realne stawały się rokowania pokojowe. Jego tezy uwzględniały też panujące na Węgrzech nastroje, gdzie – jak relacjonował Cricius – jest „tak wielka nienawiść do Niemców, iż wobec nich Turków uważają za braci i przyjaciół; o niczym też bardziej nie myślą, jak o ścisłym połączeniu się z nimi, a w razie gdyby przyszło do wojny z Ferdynandem, o wspólnej wyprawie na Niemców.”[14]

Krzyckiego jednak bardzo niepokoiły wypadki węgierskie, ponieważ dostrzegał w nich zapowiedź tego, co czekało w przyszłości Polskę. W liście do Rafała Leszczyńskiego pisał, że na Węgrzech dowiedział się tylu smutnych rzeczy, iż wolałby nic nie wiedzieć.[15] Przestrzegał Polaków, by porzucili ambitne osobiste zabiegi oraz wewnętrzne niezgody i wspólnymi siłami ratowali kraj od zguby, do której się nachyla.[16]

Jedyne co cieszyło polskiego dyplomatę to wielka popularność Zygmunta wśród Węgrów. W związku ze sprawą turecką wydał zaraz po powrocie mowę wysoko przez siebie cenionego Kallimacha do Innocentego VIII z roku 1490 wzywającą chrześcijan do antytureckiej krucjaty (Philippi Callimachi…de bello inferndo Turcis oratio)[17]. Sam napisał do niej wstęp, a tekst do druku przygotował młody Stanisław Hozjusz. Nie było to wydarzenie jednorazowe, bo jeszcze tego samego roku wydał z Hozjuszem kolejną mowę. Krzycki podjął się tu pionierskiej pracy, gdyż wydobywał dzieła Kallimacha z zapomnienia. Fakt ten utrwalił Hozjusz w In laudem Philippi Callimachi experientis per celeberrimum antistitem premisliensem Dominum Andream Critium ab interituvindicati Stanisalai Hosii Cracoviani epigramma.[18] W utworze tym pisał m.in., że

Qui fuerat tineis et blattis esca futurus            Może pożarłyby ją mole, gąsienice      
Esset et annoso perditus hercle situ,              I, przebóg, czas by ją na nice strawił
Ni sucurrisset musarum dulcis alumnus,        Gdyby nie nadbiegł jej z odsieczą wychowanek
Sarmatici Critius gloria magna soli.            Muz Krzycki, chluba Sarmackiej krainy.
A virtute sua vocitatus iure virilis,                Z dzielności swojej słusznie Męskim zwany
Emunctae naris iudiciique boni.                  Bo umysł jego czujny, rozum bystry.
[19]

Fascynacja Kallimachem nie była czymś przypadkowym czy koniunkturalnym. Włoch, co warto podkreślić, był przez pewien okres protegowanym Zbigniewa Oleśnickiego, którego życie opisał w Vita et mores Sbignei cardinalis. Składnikiem tej biografii uczynił sokratejską atopię, przydając kardynałowi rysy tajemniczej novitas i niepojętego ingenium.[20]

Z kolei o Andrzeju Szamotulskim mówiono, że na dworze Aleksandra Jagiellończyka pełnił rolę Kallimacha. Humanista włoski był bardzo mocno związany z układem Oleśniccy-Szamotulscy, dlatego musiał też być wzorem dla Tomickiego oraz Krzyckiego. Ten ostatni korzystał nie tylko z jego myśli politycznej, lecz i dokonań artystycznych: wierszy miłosnych, jak i z ostrej satyry Ad Glaucum. Wydanie mowy Philippi Callimachi…de bello łączą badacze z obecnością w tym czasie w Polsce nuncjusza papieża Hadriana VI, pochodzącego z Chorwacji humanisty, poety Tommasa Nigri. Zadaniem jego było doprowadzenie do pojednania między Polską i Zakonem oraz nakłonienie obu stron do uczestnictwa w wojnie przeciwko Turcji. Mowa Kallimacha została bardzo dobrze przyjęta, a Krzyckiego zaczęto postrzegać jako zwolennika antytureckiej krucjaty. Wielkie było zatem zdziwienie Rzymu, gdy okazało się, że to jemu właśnie król polecił przeprowadzenie końcowych rokowań w sprawie sekularyzacji zakonu krzyżackiego. Ich przebieg i charakter opisał Krzycki w Legatio secreta, Sigismundi Primi Poloniae Regis Mgnique Lituaniae Ducis nomine apud Albertum, Marchionem Brandenburgensem et Ducem in Prussia per Andream Cricium Episcopum Premisliensem anno MDXXV peractae[21].

Na szybkość działań strony polskiej wpłynęły wiadomości o zwycięstwie Karola V nad Ferdynandem I. Cel rokowań był prosty: wyjęcie księcia pruskiego spod jurysdykcji cesarskiej, ponieważ skomplikowana przeszłość lenna Albrechta stawała się przedmiotem głośnych w Europie roszczeń cesarstwa i papiestwa, chcących uszczuplić prawa suzerena polskiego.[22] Dyplomaci papiescy szybko zorientowali się, iż wydanie mowy było chwytem propagandowym, dyplomatycznym, grą przygotowaną m.in. przez Szydłowieckiego i Krzyckiego. Na nic zdały się dyplomatyczne i poetyckie zdolności Tommasa Nigri. Nie pomogła też zadzierzgnięta więź przyjaźni między nim, a biskupem przemyskim, którego talentu legat papieski był wielbicielem. Mimo że Polak nie pozostawał obojętny na uprzejmości gościa i sam odpowiadał wierszami na jego pochwały, nie wpłynęło to na zmianę jego postawy wobec polityki państwowej.[23]

Zdumiewała skuteczność Criciusa (nawiązał za pośrednictwem Szydłowieckiego znajomość z księciem Albrechtem) i obrona interesu państwa, a nie Kościoła. Udział Krzyckiego w tej sprawie nie ograniczał się tylko do negocjacji. Analiza traktatu daje pełniejsze wyobrażenie nie tylko o skali różnorakich talentów Criciusa, ale i jego profesjonalizmie prawnym, świadomości i kulturze politycznej. Widać to zwłaszcza w zabezpieczeniu Polski przed knowaniami Albrechta, np. traktat precyzyjnie regulował stosunek księstwa do Polski, który miał się opierać na zasadach prawa lennego, co oznaczało m.in., że w przypadku złamania przez Albrechta jakiegokolwiek punktu czy nie do trzymania go, książę popełniał tzw. felonię, za którą groziła utrata lenna. Traktat miał być zatwierdzony przez reprezentantów zarówno polskiego jak i pruskiego społeczeństwa, a spory między królem i księciem rozstrzygać miał sąd złożony z radców króla polskiego zwolnionych czasowo z przysięgi lojalności.[24] Artykuł ten uniemożliwiał tak naprawdę Albrechtowi szukanie sprawiedliwości poza Polską. W ten sposób książę pruski stawał się odpowiedzialny tylko przed królami Polski (roszczenia cesarstwa oraz papiestwa zostały definitywnie odrzucone).

Wkrótce Krzycki otrzymał kolejne zadanie, miał bronić w senacie wynegocjowanych układów. Istotę sporu znakomicie przedstawił później w liście do barona Brugio. Argumentacja senatorów miała dwutorowy charakter. Pierwsza grupa przeciwników, do której zalicza się Macieja Drzewickiego, twierdziła co następuje:  Zakon ów, jak utrzymują, poddany jest Sto­licy Apostolskiej, więc nie powinien być obalany bez jej rady. Cesarz i naród niemiecki są przekonani, że Zakon ów należy do nich, skąd mogą powstać w przyszłości zamiast pokoju wię­ksze wojny. Mistrz i komturowie – [relacjonuje Cricius] – wyrzekłszy się ślubów, pojmą żony, a źle to będzie słyszane przez wszystkich chrześcijan, że stało się to za naszą zgodą; nie należy wierzyć tym, którzy odstąpili od jedności ze świętą matką naszą Kościołem, a ci, co nie dotrzymują ślubów i przysięgi złożonej Bogu, tym mniej dotrzymają jej ludziom.[25]

Przytoczona argumentacja zmierzała w stronę budowania kompromisu ze Stolicą Apostolską i z cesarstwem, do głosu dochodzą w niej obawy przed wsparciem luteran, wiarołomnego Albrechta. Druga grupa, związana z prymasem Łaskim, bliższa Krzyckiemu, była bardziej radykalna i nie obawiała się konfliktu ani z cesarzem, ani z papieżem:Przyzwano więc owych rycerzy i osadzono ich tam w Prusiech w tym celu, by książętom pol­skim byli pomocni przeciw niewiernym i dzielili się z nimi zie­miami uzyskanymi na niewiernych Prusakach. Rycerze zaś, sko­ro tylko zaczęli w ziemiach owych głębiej zapuszczać korzenie, wyjednali sobie potajemnie pisma zarówno od Stolicy Apostol­skiej jak i od cesarza, że te ziemie, które pozyskają na niewier­nych, będą dzierżyli. Z biegiem czasu, po podziale monarchii Królestwa Polskiego na wiele części, ci sami rycerze miast nie­wiernych zaczęli Polaków uciskać i napadać, a zajęte ziemie ­- to prawe dziedzictwo Królestwa Polskiego – zabezpieczać mia­stami i grodami; nie przestali też nigdy przedsiębrać rozma­itych wrogości. U siebie również łupili poddanych, nadużywali ich żon, gwałcili dziewice, pili dniem i nocą oraz naśladowali greckie obyczaje i w ogóle nie dbali o nic boskiego ani ludzkiego.[26]

Senatorowie wypominali papiestwu spiskowanie z Krzyżakami przeciwko Polsce, zawieranie tajnych umów, ataki na chrześcijański kraj oraz tolerowanie moralnego upadku zakonników. Protestowali przeciwko oderwaniu od Polski jakichkolwiek terenów Prus Królewskich i Warmii, gdyż historycznie i prawnie należały do Korony. Dzień przed hołdem, tj. 9 kwietnia 1525 r., episkopat polski wystosował list do papieża Klemensa VII, pod którym widnieje podpis biskupa przemyskiego.[27] W liście proszono papieża o wsparcie trudnej sytuacji Kościoła w Polsce oraz nakłonienie króla do zdecydowanej walki z luteranizmem. W rzeczywistości była to wyraźna deklaracja wierności kościoła polskiego wobec Stolicy Apostolskiej. Hierarchowie uprzedzali w ten sposób przewidywaną wrogą reakcję papiestwa, sam zaś Krzycki jawił się tu jako prawowierny i lojalny syn Kościoła, co musiało zrobić na dyplomatach Kurii jak najgorsze wrażenie: oto ten, który poważnie osłabił papiestwo, pokornie zapewniał je teraz o swej wierności i oddaniu.

Gdy po uroczystości odezwały się głosy krytyki w Rzymie i państwach katolickich, zwłaszcza w Germanii, Krzyckiemu powierzono apologię traktatu, której podjął się w liście otwartym (opublikowanym rzekomo bez zgody autora przez kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego) do Jana Antonio Pulleona, barona Brugio, nuncjusza papieskiego na Węgrzech. Ad Joanem Pulleonem de negotio Prutenico epistola (1525) to bardzo kunsztowne pismo polityczne, napisane wspaniałą łaciną. Krzycki dał w nim pełny pokaz swych dyplomatycznych oraz literackich umiejętności. Należało przeprowadzić subtelną grę polityczną polegającą na tym, by nie zrazić do Polski katolickiej Europy, odrzucić roszczenia cesarstwa i papiestwa, podtrzymywać mit wspólnej chrześcijańskiej krucjaty (bliski Rzymowi), a zarazem pozbyć się niezwykle groźnego i przewrotnego wroga oraz stworzyć w ten sposób podwaliny do przyszłego pokoju polsko – tureckiego. Tekst rozpoczynały dwa epigramaty: pierwszy autorstwa sekretarza Stanisława Hozjusza, drugi Criciusa. Hozjusz w swym utworze Stanislaus Hosius lectori przedstawił bardzo zwięźle polskie stanowisko:

Quis magis est clemens invicto Rege Polono        Któż łaskawszy niż polski król niezwyciężony,
Dic, sodes, quisquis tam pia facta teges?            Powiedz, proszę, co zbożne czyny kryjesz.
Hostilem potuit qui cum fudisse cruorem            Chociaż mógł aż do końca wytoczyć krew wroga
Extirpasse manu funditus exigua,                    I dłonią z gardła wydobyć, co wzięli,
Abstinuit tamen et vultu suscepit amoeno            Powstrzymał się i przyjął z wielką uprzejmością
Viscera quem sciret diripuisse sua.                Tego, co chciał mu wyrwać jego trzewia.
Id quod in hoc tradidit nitido facilique libello            O tym powiada w pięknej i prostej książeczce
Qui decus est vatum, gloria pontificum.                Ten, kto biskupów chwałą, wieszczów chlubą.
Quem tu si memori, lector studiose, revolves        Gdy czytelniku pilny bacznie ją przeczytasz,
Mente, scies, quo haec res sit acta modo.        Dowiesz się jako sprawy te się działy.
[28]

Biograf Hozjusza W. Odyniec nie miał wątpliwości, że tekst ten pisany był pod dyktando Krzyckiego, ponieważ Hozjusz był wtedy jeszcze zbyt młody, aby się samodzielnie wypowiadać na tak poważne tematy. A wokół tego tekstu zrobiło się głośno również z tego względu, że określenie clemens (łagodny, łaskawy, ludzki) odczytano jako demens (szalony, bezmyślny, pomylony), a wtedy pierwszy wers utworu brzmiał: „Któż bardziej pomylony niż polski król niezwyciężony”. Ta dwuznaczność byłaby jak najbardziej w duchu Krzyckiego, gdyż w kwestiach niemieckich był zwolennikiem zdecydowanych rozwiązań, czego świadectwem jest epigramat Do króla Polski Zygmunta, w którym bezwzględnie obnażał wiarołomstwo Albrechta i szydził z naiwności króla. „Nie wierz, błagam, Zygmuncie zapewnieniom mistrza” – apelował. Wszak nie był on wierny nikomu: Cesarstwu, Moskalowi, papieżowi oraz Bogu. Ktoś, kto złamał wiarę – dowodził autor – na pewno nie dotrzyma jej królowi polskiemu. Utwór kończy poeta znakomitą puentą, skierowaną do monarchy: „Jeśli będzie inaczej – w co całkiem nie wierzę – Będziesz większy niż cesarz, Moskal, papież – Bóg.” W ten sposób poeta ośmieszał tych wszystkich zwolenników traktatu, w tym i króla, którzy wierzyli, na przekór rzeczywistości i faktom, w szczerość intencji księcia pruskiego. Poglądy biskupa przemyskiego podzielał jego przyjaciel i wybitny dyplomata Jan Dantyszek, który jeszcze w lutym 1525 roku przestrzegał w liście Zygmunta: „Nie powinno się pominąć żadnej sposobności, ażeby wejść w posiadanie tego kraju, skąd tyle nieszczęść od dawnych czasów spadło na Polskę (…) okazywanie łaskawości i miłosierdzia, zwłaszcza wrogom, często przynosiło niepowetowane szkody.”[29]

Wspomniany list do Pulleona rozpoczął od bezpośredniego zwrotu do adresata: „Audio, te mirari, mi Baro, magistrum ordinis…”:        Słyszę, że dziwisz się, mój Baronie, że mistrz zakonu, zwanego Zakonem Niemieckim Panny Marii, został księciem w Prusiech, i że nie pochwalasz tej przemiany, ponieważ wydaje się w jakiś sposób daleka od religii i zbożnych wysiłków Króla Jegomości. Byś zatem poznał, że nic nie zostało uczynione bacznie i nierozważnie przez tego wielce religijnego władcę, przez senat nasz, postanowiłem ci wyjaśnić powody i przyczyny, które skłoniły naszych do zawarcia tego pokoju.  (tłum. A. Wolff)[30]

Jest w nim kurtuazja oraz spoufalenie, to właściwie rozmowa z przyjacielem, któremu pragnie wytłumaczyć, dlaczego król Polski musiał przejąć kontrolę nad Prusami. Prywatny charakter listu posłuży autorowi za pretekst do formułowania bardzo ostrych sądów, które dalekie były od demagogii. Cricius zadbał o to, by jego wypowiedź miała charakter analityczny, co zwiększało jej oskarżycielski ton. Cały proces proponował postrzegać jako wielką metamorfozę, przemianę mistrza, Zakonu oraz Prus. Oczywiście nie wolno przy tym było zapominać, że głównym sprawcą tego zamieszania był książę pruski Albrecht, którego konsekwentnie autor nazywał w swym liście Infidelis, czyli wiarołomnym:Zachowany był on [pokój] przez długi czas, aż znowu Zakon, odzyskawszy siły, zaczął go później łamać, i skrywany przez czas niejaki płomień, z wolna wzmagający się, w końcu wybuchnął w ów ostatni pożar. Natychmiast usiłowali go ugasić zmarły papież Leon X, następnie Adrian VI, ostatnio nasz święto­bliwy Klemens, nadto Jego Cesarska Mość, najjaśniejszy król Węgier i Czech[31], i wielu książąt niemieckich, doprowadzając do czteroletniego rozejmu w nadziei, że przez rozpatrzenie polu­bowne spór da się załatwić. Nie udało się to, lecz zapewne nie mogło się udać.[32]

Biskup przemyski bronił w liści oraz usprawiedliwiał Zygmunta z nominacji Albrechta Księciem Prus. Chwalił jego zdecydowaną postawę, ponieważ „przodkowie Najjaśniejszego Króla na­szego dawali się skłonić do pokoju i zgody częściej, niżeli owi rycerze zwykli byli je naruszać.”- wspaniale ironizował autor z uległości i naiwności polskich rządzących. Oceniał pozytywnie sekularyzację Zakonu, a konieczność jej przeprowadzenia tłumaczył utratą przez Zakon prawa do Prus i nadzieją na odzyskanie przez Polskę zagrabionych ziem.[33] Inteligentnie przywołał kwestię luteranizmu, by wykazać, że prawdziwa przyczyna upadku Zakonu tkwiła w rozprzestrzeniającej się wśród zakonników reformacji. Stolica Apostolska dobrze orientowała się w tym, co się dzieje w Prusach. Jej przedstawiciele nie mogli przecież nie wiedzieć o liście otwartym Lutra z r. 1523 do członków zakonu, wzywającym ich do porzucenia reguł celibatu, czy spotkaniach Albrechta z reformatorem, a jednak ani papież, ani cesarz nie przeciwdziałali temu, co gorsze popierali Zakon przeciwko królowi polskiemu:Co się zaś tyczy religii, już poprzednio powiadomiono pa­pieża, że luteranizm jest wśród tego Zakonu nietykalny, zaś Kościół rzymski przeklinany. Wielu tak zwanych komturów i duchownych żeni się, ołtarze i obrazy są niszczone, ceremonie i obrzędy kościelne znoszone, wszystkie świętości zbezczesz­czone. To zaś nie tylko nie zwraca uwagi, ani jest przyprowa­dzone do porządku powagą Jego Świątobliwości czy cesarską, lecz obie one dotąd wspierają ów Zakon i sprzyjają mu prze­ciwko nam, wiernym i uległym Stolicy Apostolskiej i ustawicz­nie walczącym z niewiernymi. Ani Najjaśniejszy Król, ani nikt z Polaków nie dał, ani jeszcze teraz nie daje Zakonowi żadnej sposobności do odrzucenia ślubów zakonnych, jedynie domaga się odeń poszanowania swych praw.[34]

Krzycki po raz pierwszy tak publicznie i dobitnie wypowie polskie pretensje do Stolicy Apostolskiej: Wystarczy, że Królestwo Polskie broni się i strzeże od tej zarazy heretyckiej, już wszędzie srożącej się w sąsiedztwie. Innych niechaj doglądają ci, których bardziej to się tyczy. Po­zwalają oni tej zarazie wzmagać się z dnia na dzień, a zmie­rzając tylko do walk wewnętrznych, patrzą przez szpary i nie dbają o zgubę i klęskę Kościoła katolickiego.[35] Papiestwu wypomni także sprzeciw wobec zawartego traktatu toruńskiego i niezatwierdzenie go:Za sprawą legata Stolicy Apostolskiej zawarto następnie pokój wieczysty i przez długi czas liczni mistrzowie i wszyscy poddani zwykli byli składać królom polskim oświadczenie pod­ległości, czyli tak zwany hołd. Jeszcze jednak nie mogła się skończyć ta tragedia dziejowa, ku czemu najlepszą okazję dała Stolica Apostolska, wciąż odmawiając zatwierdzenia tego po­koju, który zresztą był ułożony przez jej legata. Wywołało to liczne krzywoprzysięstwa i wojny, następujące po sobie w naj­bliższych czasach, które utrudniły Jego Królewskiej Mości obronę przed niewiernymi i wsparcie dla swego najdroższego bratanka, najjaśniejszego króla Węgier i Czech, co było z naj­większą stratą i uszczerbkiem dla całej społeczności chrześci­jańskiej.[36]

Słowa Criciusa są bardzo ostre. Biskup przemyski obarcza papiestwo winą za rozwój luteranizmu w Prusach, zarzuca mu dwulicową postawę, gdyż kwestionowało traktat przez siebie ułożony, zachęcając w ten sposób mistrzów i komturów do licznych wojen oraz krzywoprzysięstw. Przejęcie księstwa przez „nabożnego” Zygmunta było koniecznością, gdyż dawało gwarancję pokoju oraz uniknięcia krwawych walk religijnych.[37] Poza tym stwarzało szansę, że luteranie „pod nabożnym władcą, złączeni z narodem niczym nie ska­lanym, raz przecie powrócą do rozsądku, prędzej niż przy innej sposobności.” Krzycki konsekwentnie wykorzystuje, choć bez przesady, kwestię turecką:      Ogólne zaś niebez­pieczne położenie w królestwie Węgier doradza zawarcie jakiej­kolwiek zgody i zwrócenie oręża przeciwko Turkom. Nic więc nie mogło zdarzyć się bardziej pożądanego i użyteczniejszego, niżby sam zakon – nie mniej szkodliwy od dawnych Templa­riuszy – sam siebie bez zgiełku wojennego obalił, by doszedł do skutku pokój, tak niezbędny dla chrześcijaństwa, przez usu­nięcie tego jedynego zarzewia niepokojów.[38]

Argumentację swoją wzmocnił dołączonym epigramatem o trzech krzyżach Esse cruces triplices constat triplicique colore: Wiadomo, że trzy krzyże są i o trzech barwach,Różne; tych, co je noszą, też rodzaje trzy:Jest czerwony, ten słusznie zwie się Jezusowym,Albowiem tak Jezusa zabarwił się krwią.Jest biały, odpowiedni zbójcy z prawej strony,Którego zbrodnie kilka odkupiło słów.Jest w końcu czarny, zbója z strony lewej; ten toZdradziecki Zakon uznał – jak słusznie! – za swój. (tłum. E. Jędrkiewicz) Autor przestrzegał zarazem, iż „Gdyby zaś wolno być miało komu­kolwiek napastować z tego powodu Polaków, ci – podobnie jak to dotąd czynili – będą wytrwale i nieustraszenie bronili spra­wiedliwości i dziedzictwa swego.”

Drugą część listu poświęcił Cricius opisowi przebiegu hołdu, czyli przemianie mistrza w księcia i jego poddania się. Ta niezwykle rzetelna relacja miała spełnić określone cele propagandowe i edukacyjne. Przede wszystkim ukazywała Zygmunta w całym Świętym Majestacie (Sacra Maiestas), podkreślając wagę każdego elementu jego stroju: ubrany był w tunikę, sandały, albę, dalmatykę, płaszcz, czyli kapę, i koronę. Część elit nie rozumiała sensu takiego „wystrojenia” króla, dlatego biskup przemyski wytłumaczył jego znaczenie: strój Zygmunta był charakterystyczny dla królów chrześcijańskich, gdyż przypominał ubiór Jezusa Chrystusa, który „na pośmiewiska tak właśnie był ubrany.”

Poza tym symbolizował jedność władzy i religii, by podkreślić nie tylko ich głębokie powinowactwo, ale i ukazać podobieństwo między Zygmuntem a cesarzami rzymskimi (czego wymownym dowodem była m.in. zamknięta korona na głowie władcy). Od tego momentu motyw imperium i równorzędności króla polskiego w sensie formuły: „król cesarzem w swoim królestwie” będzie konsekwentnie umacniany w polskiej polityce zagranicznej oraz w dziełach plastycznych i numizmatycznych.[39] Świadectwem takiego myślenia będzie chociażby posąg Zygmunta w stroju cesarzy rzymskich w Kaplicy Zygmuntowskiej. Nową jakość myślenia politycznego można dostrzec także w polemice biskupa przemyskiego ze zwolennikami skromnej polskiej tradycji, którzy chcieli, by Zygmunt ukazał się w zbroi – niczym jaki, ironizował Cricius, Thraso.[40] Autor wyjaśniał, że strój taki jest zbyt krzykliwy i dosłowny, że wielcy władcy chrześcijańscy, którzy pozostawili po sobie „przesławne czyny swego oręża”, nigdy nie eksponowali w swym oficjalnym stroju akceptacji dla wojny i przemocy, nie chwalili się zwycięstwami, a raczej występowali w uświęconym przez tradycję chrześcijańską stroju przypominającym Chrystusa. Tym wszystkim, którzy chętnie „pobrzękują orężem i okazują się w broni” wypominał, iż czynią to wtedy, kiedy najmniej jest to potrzebne, a gdy nadarza się sposobność do walki, „mniej zwykli robić bronią w potrzebie.”[41]

List Andrzeja Krzyckiego w pracach poświęconych hołdowi pruskiemu interpretowano do tej pory jako tekst źródłowy lub propagandowy, a nie jako dzieło humanistyczne. A tak właśnie postrzegał je autor, o czym świadczy wysłanie Ad Joanem…Erazmowi, by wyraził o nim swą opinię. List niewątpliwie został napisany w duchu erazmiańskim, stąd obecność w tekście – jakże bliskiej Holendrowi – surowej krytyki Zakonu. Siła argumentacji Criciusa wynikała nie z rozważań teologicznych czy moralnych, lecz z przeprowadzonej znakomitej analizy historycznej (autor nigdy nie krył swego podziwu dla Długosza czy Miechowity), dlatego jego argumenty miały bardziej empiryczny charakter, ponieważ odwoływały się do faktów, prezentowanych – jak zwykle w przypadku Krzyckiego – bardzo przejrzyście. Te zaś wyraźnie wskazywały na mocodawców Zakonu, tj. cesarza i Stolicę Apostolską. Biskup przemyski, postać znana już w Europie, nie zawahał się przed ich zdemaskowaniem oraz obarczeniem odpowiedzialnością za głęboki kryzys, w jakim znalazła się katolicka Europa. Jej podstawowe filary: papież oraz cesarz, przestały być moralnymi i religijnymi autorytetami. I dopiero na ich tle ukazany został Zygmunt pełen królewskiego dostojeństwa, w stroju przypominającym Chrystusa, rezygnujący z użycia siły, wybierający pokój i dobro, a szczęście swych poddanych stawiający ponad ich wiarę i narodowość. Zygmunt jawi się jako jedyny prawdziwie chrześcijański władca, mogący ocalić Kościół i Europę, to wzór godny naśladowania a hołd pruski to symbol zwycięstwa chrześcijańskich wartości nad barbarzyńską przemocą. Ten punkt widzenia autora podzielał Erazm wychwalający samo wydarzenie jak i dziełko Krzyckiego. Ad Joanem…urzeka realizmem politycznym, odwagą autora, który potężnych wrogów Polski odmalował w tak czarnych barwach, że nawet opis przysięgi Albrechta można odczytać ironicznie. Nie ma tu złudzeń, jest za to szukanie najkorzystniejszych rozwiązań dla Polski, jest też głęboka troska o los Kościoła zbyt często zapominającego w swych działaniach o Ewangelii.

Jednakże sprawa obrony hołdu pruskiego ma jeszcze inny wymiar. W r. 1524 Krzycki wydał Encomia Luteri, Andreae Cricii Episcopi Premislien in Luteru Oratio (Pochwałę Lutra), dzieło będące parafrazą Pochwały głupoty Erazma z Rotterdamu, a zarazem jedną z pierwszych satyr antyluterskich w Europie. Był to zbiór epigramatów pisanych przez niego i wychowanków, których kształcił w swoim „Tusculum”. Jak gorąca atmosfera panowała wtedy wśród uczniów Krzyckiego, świadczą przesłane mu w r. 1524 przez Hozjusza prognostyki Jana z Płońska[42] oraz Wojciecha Psarskiego z Kościana.[43] Hozjusz dołączył do nich dwa swoje wiersze i dedykacje napisane przez Piotra Rydzyńskiego. W Dignissimo Praesuli Premisliensi Domino Andreae Critio…[44] nazywał swego opiekuna „sławnym Biskupem”, „wieszczem najuczeńszym”, który „na ołtarzu złoży Luterańskie Tablice.” Rydzyński rozwijał powyższe tezy a Jan z Płońska, w napisanym przez siebie liście wstępnym, przypisywał mistrzowi „prowadzenie walki z luteranizmem poprzez działalność literacką.”[45] Encomia Luteri nie była wszakże jedynym w tym czasie wystąpieniem antyluterskim Krzyckiego. Pierwsze krytyczne wypowiedzi odnajduje się już w Skardze…, następne w dołączonych do edyktu z 5 września roku 1523, wymierzonego przeciw luteranom, satyrach napisanych wyłącznie przez Polaków.[46] Były one odpowiedzią na zjadliwe ataki ze strony protestantów, zwłaszcza kaznodziei wrocławskiego Jana Hessego, dlatego stał się on adresatem większości utworów. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż za autora edyktu z 5 września uważa się biskupa przemyskiego. Jeden z zachowanych rękopisów określa edykt jako „mandatum Cricii”. Dokument ten zezwalał m.in. na poszukiwanie „książek błędnowierczych” w domach prywatnych i palenie ich. Zakazywał też drukowania i sprzedawania książek bez zgody cenzury i zezwolenia rektora Akademii Krakowskiej. O szczególnym zainteresowaniu Criciusa tym dokumentem świadczy również fakt, że opublikował go w wydanej przez siebie broszurze w r. 1524 zatytułowanej Epistola Critii et edictum regis in Martinum Lutherum.[47]

Zarówno styl jak i redakcja nie pozostawiają wątpliwości co do autorstwa Krzyckiego. „Znaczniejsza część edyktu to nie słowa ustawowego nakazu, lecz raczej pasterskie pouczenie, zabarwione reminiscencjami biblijnego stylu i zwrotami humanistycznymi.”[48] Roman Nir podkreśla, że Krzyckiemu nie tyle chodziło o wypowiadanie gróźb i zastosowanie kar, ile raczej o przekonywanie i nawracanie oraz wpływanie na zachowanie nie zarażonych luteranizmem mas. Tym dziwniejszy wydaje się fakt wprowadzenia przez niego do wydawanego przez siebie edyktu znaczącej poprawki w stosunku do edyktu z r. 1523 polegającej na zaostrzeniu kar: najwyższą nie było już spalenie książek, lecz kara śmierci.[49] Biskup przemyski chciał uniknąć w ten sposób rozprzestrzeniania się w swojej diecezji luteranizmu, jak i powstrzymać jego przenikanie na Ruś Czerwoną, a sprzyjać temu mogły: sąsiedztwo z Małopolską, szlaki handlowe przechodzące przez całą diecezję, silny element niemiecki obecny w miastach jak Przemyśl, Krosno, Łańcut czy Drohobycz. Nie bez znaczenia była chęć przestraszenia przeciwników, a zwłaszcza uświadomienia im, że wszelkie agresywne, bluźniercze, działania (jak przejmowanie i profanowanie kościołów, wypędzanie księży) spotkają się z natychmiastową i zdecydowaną reakcją. O słuszności tego stanowiska przekona się niebawem Cricius, gdy będzie musiał razem z królem tłumić krwawo rozruchy gdańskie. Wielokrotnie też da wyraz swojej otwartości na protestantyzm, przygotowując chociażby hołd pruski. Nie był jednak w stanie zaakceptować agresywnej propagandy protestanckiej oraz rozwiązań siłowych, czuł się bowiem obrońcą Kościoła, atakowanym a nie atakującym.

Encomia Luteri to kolejne dzieło polemiczne. Jego egzemplarz wysłał zaraz Krzycki do Rzymu. Uczynił zresztą podobnie jak Erazm z Rotterdamu, który w r. 1524 wydał O wolnej woli, podejmując otwartą polemikę z Lutrem. Wydarzenia te zbliżyły obu autorów i zapoczątkowały bezpośredni – listowny – kontakt między nimi. Ich zachowanie – jak pisze ks. Fijałek – nie było przypadkowe. Jednego i drugiego zaczęto oskarżać o wspieranie Lutra (zarzuty te wychodziły głównie ze środowisk zakonnych), ponieważ obaj początkowo z przychylnością przyjęli jego postulaty i krytycznie pisali o Kościele i o jego dostojnikach. Kryła się za tym erazmiańska koncepcja reform obejmująca przemianę wewnętrzną (reformatio animae), odnowienie Kościoła (reformatio Ecclesiae) i przekształcenie obyczajów (reformatio morum seu vitae). Obydwaj jednak stanowczo wystąpili przeciwko Lutrowi, gdy okazało się, że odnowa Kościoła od wewnątrz, bez przemocy, pokojową drogą, coraz bardziej stawała się nierealna, a to za sprawą także agresywnych ataków Lutra, które pogłębiały przepaść między chrześcijanami. Zarówno Erazm jak i Krzycki pisali swoje dzieła pod presją, zmagając się z przeciwnikami od wewnątrz i zewnątrz. Wobec Krzyckiego formułowano w Polsce najróżniejsze oszczerstwa w rodzaju, że chwali Erazma i jego myśli[50], że popiera postulaty Lutra oraz popełnia niecne rzeczy. Sam Cricius w liście do Erazma przedstawiał tę kwestię następująco:  Donosisz, że Hieronim Łaski ofiarował Ci moją książeczkę pisaną przeciw luteranom. Sprawiło mi przykrość, że te głupstewka, które tworzyłem pod naciskiem, dostały się do rąk tak wielkiego jak Ty męża. Dowiedz się bowiem, drogi Erazmie, że nie ma w naszych czasach zakątka wolnego na ziemi od szpiegów i donosicieli. Oni to niby szerszenie lub skarabeusze szarpią opinię zacnych mężów, choćby najdostojniejszych. Ja również nie mogłem uniknąć ich podstępnych ukąszeń za to, że zawsze publicznie chwaliłem Twe dzieła, a także broniłem pewnych pism Lutra, które zrazu wydawały mi się słuszne. Donosiciele dotarli aż do papieża. Pobudziła mnie jednak do gniewu pobudliwość luteranów, którzy wszystkie świętości i nas biskupów obrzucają obelgami niecnie i bezwstydnie.”[51]

Swych przeciwników we własnym obozie nazywał sykofantami,[52] a Erazm pisał do niego, „iż theologiae quidam sed praecipue monachi”. Na szczęście dla obydwu papież Klemens VII powstrzymał „animis tam devotis”, nakazując im milczenie, a Encomia Luteri spotkała się z bardzo życzliwym przyjęciem Stolicy Apostolskiej. Chwalił ją także Erazm, chociaż zaznaczyć trzeba, że pochwały Erazma uznaje się często (zwłaszcza nieżyczliwi historycy literatury) za kurtuazyjne i przesadne. Inną postawę zajmował Krzycki, który przyjmował je bardzo osobiście i niewątpliwie mobilizowały go one do dalszej pracy:     Otrzymałem Twój list, królu uczonych, Erazmie, otrzymałem także i dzieło wielebnego ojca Gutberta Tonstalli, biskupa londyńskiego, które mi równocześnie przysłałeś. Za jedno i drugie bardzo serdecznie dziękuję. Chciałbym Ci na początku wyznać, a nie wiem, czy zdołam to należycie wyrazić, jaką radość sprawił mi Twój pełen wytworności list. Zachwyca mnie on tak bardzo, że oderwać się od niego nie mogłem, ani też do czegoś innego zwrócić swych myśli, ba nawet czas przeznaczony na obowiązki religijne jemu poświęcam. Dlatego już od dawna Ciebie, Erazmie, choć mi nie jesteś znany z oblicza, Ciebie, naszej epoki władcę, księcia studiów humanistycznych i owej prastarej czystej teologii, Ciebie, wybawcę mego, kocham gorąco i czcią otaczam. Wiedzą tu u nas wszyscy miłośnicy nauki, jak zawsze bardzo ceniłem Twe uczone, przepięknym językiem pisane utwory, a choć skromnie mówisz, że to tylko dzieła Holendra, są one tak doskonałe, że mogą współzawodniczyć ze wszystkimi pismami starożytnych Greków i Rzymian. Nie jest to twierdzenie tylko moje, Krzyckiego, ale sądzi tak cały świat (…) Lecz kiedyś Ty uczynił krok pierwszy, kiedyś sam postanowił zbliżyć się do mnie, od tak dawna pragnącego Twojej przyjaźni, posłuchaj, ile przyjemności i jak wielką radość sprawił mi list od Ciebie.[53]

Do najbardziej znanych tekstów obok Encomia Luteri zalicza się Conditiones boni Luteri (Przykazania dla dobrego luteranina) i In imaginem Luteri (Na obraz Lutra). W pierwszym autor doskonale zestawił wzniosłą formę przykazań z bluźnierczym przesłaniem: Kapłanom złorzecz, wzgardę dla niebian miej tylko,Gań uznany obyczaj, post, modły, świętości,Wyśmiewaj i zaprzeczaj uchwałom soborów,Szydź z obrzędów, z odpustów i klątw też kościelnych.I modłów za grosz nie ceń i spowiedź odrzucaj…O sobie nieś mniemanie większe niż przystoi,Kapłanów, królów wszystkich miej za gnój przy sobie. Po tym wyliczeniu następuje podsumowanie i komentarz autorski: „Takim bądź, kto chcesz wiernym być stronnikiem Lutra/ Niech tam papieżnikami – w czym on dowcip widzi – / Taki zwie tych, co obrzęd i wiarę chowają”. Utwór kończy poeta dosadnym stwierdzeniem: „Bo przez zarazę tę być chwalonym – to hańba.” Z kolei w utworze In imaginem Lutheri  pisze swoisty monolog brata Marcina:

Ille Lutherus ego toto iam notus In orbe,                Jam to ów Luter, znany już na całym świecie,
Cui ulgi improbitas nomina tanta debit.                    Wielkich nazw czczony słowem przez niepoczciw tłum.
Quidquid nim dictum damnatumque exstitit ante,        Wszystkie nauki kiedyś potępione,
Punc renovanus iactor spiritus esse Dei.                Powtarzam dziś się chełpiąc, żem jest boży duch.

Następnie Marcin Luter charakteryzuje swą naukę, zauważając, że jest w sprzeczności z Ojcami Kościoła, z soborami, a często z samym sobą. Pragnie mistyczności w pismach, ale tylko wtedy, kiedy mu jej potrzeba. Staje się głosicielem nauki Chrystusa, mimo że sam zatracił wiarę. Co prawda nikt nie rozważa jego słów, czy są dobre lub złe, lecz wszyscy chętnie słuchają wyzywania świętych. Krzycki zwrócił też uwagę na agresywny język pamfletów Lutra: „Biskupów, królów szczypię plugawym językiem/ I własne gniazdo kalam jak się tylko da.” Stwierdza poza tym, że Niemcy wielbią go już bardziej niż Chrystusa, co pozwala mu na przewrotną konstatację:  Stąd wywnioskować możesz, kim naprawdę jestem,Skoro prorok w ojczyźnie swej nie budzi czci. W tym momencie trzeba jeszcze raz powrócić do obrony traktatu i roli, jaką w niej odegrała Encomia Luteri. Po pierwsze, list otwarty mógł przesłać i przesłał Krzycki bezpośrednio Erazmowi. Jego bardzo przychylne przyjęcie świadczyło o tym, że w działaniach króla i autora nie dostrzegał Erazm zagrożenia dla Kościoła. Po drugie, biskup przemyski był już w tym czasie postrzegany w Rzymie jako czołowy adwersarz Lutra. Polskie elity uznawały go wręcz za bohatera, który co prawda nie doczekał się odpowiedzi ze strony oponenta (był tym faktem nieco zawiedziony), ale jego milczenie uznawano za moralne zwycięstwo Polaka. Nie można było, przynajmniej formalnie, zarzucać Krzyckiemu, że sprzeniewierzył się Kościołowi, że bliskie były mu poglądy Lutra na kwestię turecką oraz że pragnął osłabienia instytucji, o czym miał świadczyć fakt, iż w sporze między zakonem krzyżackim, papiestwem i królem zdecydowanie stanął po stronie Zygmunta. Krzycki wywiązał się z powierzonego mu zadania jak zwykle znakomicie, okazując się po raz kolejny mistrzem polemiki oraz dyplomacji. Swoją rolę opisał we wspomnianych już Legatio secreta, Sigismundi Primi Poloniae Lithuaniae…

Odnieść należy się w tym miejscu do jeszcze jednego zdarzenia związanego z dziełami Encomia Luteri i Ad Joanem Pulloenem… Otóż chodzi o fakt wpisania obu tych utworów na indeksy ksiąg i autorów zakazanych.[54] Jak zauważyła Paulina Buchwald-Pelcowa nazwisko Krzyckiego nie pojawiło się na pierwszym indeksie powszechnym wydanym przez Pawła IV w r. 1559, lecz na lokalnym indeksie z Parmy z r. 1580. Na indeksie papieża Sykstusa VI z r. 1590 błędnie wpisano Krzyckiego jako „Andreas Critias Polonus.” Błąd ten poprawiono w następnej edycji z r. 1596 za panowania papieża Klemensa VIII. Tu pisano już „Critius”. Badaczka nie umiała jednak wytłumaczyć przyczyn tak późnego wpisania Polaka na indeks, ponieważ zrobiono to w sytuacji, „gdy – pod koniec XVI wieku – był postacią raczej zapomnianą.”[55] Otóż umieszczenie na indeksie Krzyckiego nie było możliwe z oczywistych względów za panowania Zygmunta Starego oraz Bony, jak i ich syna Zygmunta Augusta, którego biskup przemyski bardzo wysoko cenił: często dopytywał się o jego zdrowie, naukę, przesyłał mu prezenty, walczył o jego koronację jeszcze za życia ojca. Wpis został dokonany niemalże zaraz po śmierci ostatniego z Jagiellonów (7 VII 1572), a więc w momencie, kiedy było już wiadomo, że nikt ważny nie upomni się o dobre imię prymasa. W działaniu tym nie ma zresztą niczego nadzwyczajnego, gdyż ludzie nienawidzący postaw prezentowanych przez Erazma czy Krzyckiego rzadko przecież otwarcie przeciwko nim występowali. Ich orężem był anonim, pomówienie, donos oraz „chrześcijańska troska”.

Pamięć o niesfornym biskupie przetrwała na tyle długo w środowiskach kościelnych, że jego nazwisko przez wieki będzie figurować na indeksie, a Polacy przyjmą to nad wyraz spokojnie, opuszczając swojego pasterza. Sporadycznie tylko – pisze P. Buchwald-Pelcowa – nazwisko prymasa pominięte zostanie w lokalnych indeksach krakowskich z r. 1603 i 1617. Na decyzję umieszczenia Ad Joanem..na indeksie wpłynęło kilka czynników. Pierwszy i chyba najważniejszy to wielki uraz Kurii Rzymskiej do prymasa po upokorzeniu, jakiego doświadczyli dyplomaci papiescy w wyniku jego działalności politycznej. Krytyka Polaka wydawała się wielu oficjelom równie groźna jak Lutra. Od tego też czasu wszystkie teksty biskupa czytano z wielką podejrzliwością i nieufnością. Zaczęto szukać w nich przede wszystkim ukrytych intencji sprytnego polityka a dopiero później dostrzegano troskę niezbyt wiernego syna Kościoła.

Kto wie, czy ofiarą takiego właśnie czytania utworów Krzyckiego nie padła Encomia Luteri. Jej umieszczenie na indeksie Sotomaiora w Hiszpanii w 1667 r. tłumaczono do tej pory jedynie jako pomyłkę cenzorską, gdyż do nazwiska Polaka dopisano antyluterską satyrę i przynależność wyznaniową „Lutheranua”. Hiszpańscy cenzorzy błędnie odczytali nie tylko przesłanie utworu, lecz także podali złe miejsce jego wydania, tzn. Wittenbergę, zamiast Krakowa oraz Kolonii.[56] Możliwe jest jednak, że cenzorzy krytykę oraz ironię Criciusa uznali za pozorne, ponieważ Polak kpiąc, mógł w rzeczywistości popularyzować – ich zdaniem – nauki brata Marcina, np. „Kapłanom złorzecz, wzgardę dla niebian miej tylko,/ Gań uznany obyczaj, post, modły, świętości,” (Conditiones boni Luteri).Drugim ważnym czynnikiem sprzyjającym podjęciu decyzji o wpisie było umieszczenie wśród dzieł znajdujących się na trydenckim indeksie ksiąg zakazanych (Index librorum prohibitorum), wydanym przez Piusa IV w r. 1564, wszystkich utworów Erazma z Rotterdamu, które opatrzono klauzulą: damnatus primae classis. Nie mógł być przypadkiem fakt, iż na indeksie umieszczono obok wielkiego Holendra jego najzdolniejszego oraz najbardziej znanego sarmackiego ucznia.

Sykofanci – jak pisał w r. 1525 Krzycki – już wtedy im poważnie zagrażali, a teraz (w r. 1559/1580) po śmierci obydwu, gdy nie mogli już się bronić, zadali im ostateczny cios. Krzyckiego niewątpliwie utożsamiano z Erazmem. On to przecież był inicjatorem zaproszenia Erazma do Krakowa.[57] Za tą inicjatywą stał bez wątpienia Tomicki, który był w najaktywniejszym okresie swej humanistycznej działalności, pragnął odnowić oraz  zreformować Akademię Krakowską. Erazm taktownie odmówił przyjazdu, ale był bardzo wdzięczny za zaproszenie i odwdzięczał się Krzyckiemu. Jego wiersze wysyłał do przyjaciół, m.in. Hiszpanowi Krzysztofowi Meście, któremu pisał w r. 1530: „Andreas Cricius (…) frequenter et humanissimis litteris et erudissimis carminibus recreat exitatque.” Erazm stwierdzał, że Cricius swoimi niezwykle uczonymi i ludzkimi pismami jak i erudycyjny pieśniami wielokrotnie pokrzepiał go oraz przywracał do życia. Nieprzypadkowo wymienił go już jako biskupa płockiego w Ciceronianus, co niezwykle nobilitowało Polaka: Baleforus: Ale również i Polska posiada pisarzy nie do pogardzenia. Powiem tu tylko o tych, którzy opublikowali swe dzieła i ukazali swój talent. Na ich czele stoi Andrzej Krzycki, biskup płocki. Ma on niezliczone zaiste uzdolnienia. Z talentem układa wiersze, lepiej jeszcze włada prozą. Gruntowne wykształcenie, wyjątkowa łatwość w wysłowieniu, tok mowy miły, pełen nieustannej żywości.Noseponus: Czytałem kilka jego rzeczy. Obiecują one zaiste wiele. Oby tylko poselstwa w sprawach królestwa i Kościoła nie oderwały go od obcowania z Muzami.[58]

W obawie wyrażonej przez Noseponusa odnajduje się pogłos listów Krzyckiego do Erazma, w których skarżył się i usprawiedliwiał, że niezwykle trudno przychodzi mu pogodzić sztukę i politykę, co wpływało na poziom jego prac, dlatego prosił mistrza o wyrozumiałość. Ale urok prac Krzyckiego tkwił właśnie w języku, w jego spontanicznej, pełnej nieustannej żywości łacinie, dlatego też twórczość ta, jak żadnego innego Polaka, nadawała się do umieszczenia w dziele Ciceronianus i wbrew pozorom nie chodziło tylko o kurtuazję. W dziele tym Erazm podjął ostrą polemikę z cyceronizmem, który rozplenił się w pismach humanistycznych i stał się śmiertelnym zagrożeniem dla łaciny. Erazm upominał się o otwartość i ganił zamykanie się w obrębie jednego, choćby najdoskonalszego stylu. W tej batalii wygrali cyceroniści (Scaliger, Doletus), jednakże zwycięstwo to przyniosło łacinie zagładę – co słusznie przewidywał autor Pochwały głupoty. Związki Krzyckiego z Rotterdamczykiem były głębokie i powszechnie znane, dlatego nie jest nieprawdopodobne, że to właśnie one stanowiły jeden z argumentów (pośrednich) o dokonaniu wpisu na indeks. W tym przypadku nie chodziłoby zapewne tylko o dzieło, lecz o osobę. W r. 1525 zaniepokoił Criciusa charakter dysput religijnych na dworze. Uznał, że podczas biesiad zbyt swobodnie dyskutowano o religii, brano ją za przedmiot cynicznych żartów, a nierzadko uczestniczyli w tych dysputach wysocy prałaci. Zło przybrało – zdaniem Krzyckiego – tak poważne rozmiary, że należało temu przeciwdziałać. Na posiedzeniu rady królewskiej przedstawił obszernie całą sprawę Zygmuntowi, domagając się wydania surowych zarządzeń dla powściągnięcia swawoli. Król przejął się tym, co usłyszał, bardzo poważnie i polecił marszałkowi nadwornemu, aby nakazał wszystkim przebywającym na dworze milczenie w sprawach religii pod karą więzienia i wydalenia z dworu.

„Spodziewam się – pisał Krzycki do Tomickiego 15 VII 1525 – że na przyszłość dworzanie będą bardziej powściągliwi, o ile my sami nie popuścimy im cugli.”[59] W tym okresie doszło do głośnego sporu między królową a Krzyckim. Rzecz poszła o nominację na biskupstwo poznańskie, które zdaniem Tomickiego należało się Andrzejowi, zwłaszcza, że współpraca między nim a królową zaczęła się świetnie układać. Po śmierci sędziwego biskupa krakowskiego, Jana Konarskiego, następcą, jeszcze za jego życia, wyznaczony został Tomicki, który po objęciu katedry krakowskiej musiał zrzec się biskupstwa poznańskiego. Pragnął przekazać je siostrzeńcowi, gdyż objęcie tego biskupstwa wiązało się z wielkim prestiżem: zajmowało jedno z pierwszych miejsc w senacie i przychodzili na nie dostojnicy piastujący większe biskupstwa. Stało się jednak inaczej. Królowa powierzyła je, raczej sprzedała za 12 tysięcy florenów, zasłużonemu i oddanemu sekretarzowi a zarazem człowiekowi z obozu Jana Łaskiego – Janowi Latalskiemu. Bona nie spodziewała się, że Krzycki tak ambicjonalnie i osobiście potraktuje tę odmowę. Nie jest dziś nawet trudno zrozumieć złości, jaka go ogarnęła. Niewątpliwie oddał królestwu nieocenione usługi, popadł w konflikt z papiestwem, a teraz przegrał z pieniędzmi i układami. Zakpiono z jego kompetencji, oddania i wiary, że można zrobić karierę w oparciu o talent oraz zasługi. Ale sprowadzenie całego sporu tylko do urażonej ambicji wydaje się uproszczeniem, ponieważ nie uwzględnia się wtedy przywiązania Criciusa do Jana Lubrańskiego, który zapewne przygotowywał go na swego następcę. Jako biskup poznański miał zapewne kontynuować remont katedry i rozwijać Akademię, przynieść chlubę swej diecezji.[60]

O tym jak wiele staraciło biskupstwo poznańskie oraz kultura Wielkopolski świadczą najlepiej dokonania Criciusa w diecezji płockiej. Jego wybitne osiągnięcia dostrzeżono nawet w niezbyt przychylnym mu Rzymie, co najpełniej świadczy o tym, że nie chodziło mu jedynie o stanowisko dla stanowiska, nagrodę, lecz o pracę w rodzimej, dobrze sobie znanej diecezji. Nominacją Bony bardzo dotknięty poczuł się także Tomicki, który w liście do Dantyszka pisał: Krzycki, „który jak bardzo przewyższa Latalskiego cnotą, talentem i nauką, nich inni osądzą (…). Ja otrzymałem ranę, którą z takim umysłem (…) przecierpię.” Również Kmita okazywał Krzyckiemu swą solidarność oraz utwierdzał go w przekonaniu, że został skrzywdzony. Cricius obraził się do tego stopnia, że odmówił towarzyszenia królestwu, gdy wyjechali na polowanie do Niepołomic. Zaczął także układać złośliwe wierszyki krytykujące królową jak In serpentem Bonae reginae Poloniae (Na węża królowej Bony):

Si sub rupe draco conclusus hiat caverna                     Jeśli zamknięty w skalnej głębokiej jaskini groził,
Urbis Cracee tuae magna vorago fuit,                           Kraku, jak otchłań twemu miastu smok,
Quiz mirum, quo In arce sedes rerumque potitus         Czyż dziwne, że gdy usiadł na zamku i tronie,
Solus inexpleto viscere cuncta voret?                           Wszystko nienasycone chłonie jego brzuch.
czy Aliud (Na to samo):
Luando sub arce fuit, Cracovia sola peribat,     Gdy pod zamkiem się chował, niszczył tylko Kraków,
Cum sit In arce draco, patria tota perit.             Gdy siadł na zamku – całej to ojczyzny śmierć.

Mistrzostwo tej krytyki polegało na tym, by być uszczypliwym, ale na tyle, żeby nie rozgniewać i nie zrazić naprawdę do siebie królowej. Stąd zapewne wzięła się w tytule aluzja do węża (smoka) noszonego w herbie przez monarchinię. Z pierwszego epigramatu wynika, że tym, co najbardziej dotknęło Krzyckiego w nominacji Latalskiego, była sprzedajność urzędów kościelnych i swoiste zwycięstwo niezwykle wpływowego doradcy królowej o. Marco de la Torre. Jego postać, zdaniem Stanisława Górskiego, ukazał Cricius w satyrze Ad novos aulicos (Na nowych dworaków). Nie wymieniając nazwiska, autor wprowadził do utworu postać tajnego doradcy, który twierdził, że symonia nie jest grzechem, i szukał kupców na urzędy i biskupstwa. Bohater nie widział niczego złego w pobieraniu opłat przez królową na rzecz państwa w zamian za nominacje biskupie. Wątpliwe wydaje się dziś, by o. Marco, znakomity teolog, rzeczywiście uzasadniał teologicznie symonię. W swych działaniach powoływał się raczej na zwyczaj pobierania taks i annat przez kurię rzymską.[61]

Krzycki-satyryk zupełnie nie zwracał na te argumenty uwagi. Jako twórca miał prawo do jednostronności, ośmieszającej negacji czy deformującego wyolbrzymienia, aby ukazać w „krzywym zwierciadle” niepokojące go zjawisko handlowania kościelnymi urzędami. Faktem przecież było, że J. Latalski zadłużył się, aby kupić biskupstwo poznańskie, i do końca życia nie spłacił swych długów.Królowa postanowiła pierwsza pogodzić się z Krzyckim i przesłała mu z Niepołomic upolowaną sarnę. Krzycki w zamian przesłał jej wiersz Cricius episcopus Premisliensis ad Bonam reginam Poloniae, w którym pisał w sobie tylko właściwy sposób:

Verum si utinam mihi sis bona Iuno precanti,            Lecz abyś była dla mnie proszącego Junoną 

Ut bona nunc facta es sponte Diana mi.                     Tak, jak teraz łaskawie dobrą się stałaś Dianą.[62] 

Bona przez pewien czas udawała, że nie wie, o co chodzi poecie. Dobitniej zatem wyraził się Krzycki w liście: „Pisałem W. K. Mości, że niedawno Feb został zwyciężony przez Bachusa[63] [Latalskiego], chciałem zaś przez to wyrazić, że tylko przy biesiadzie. Lecz gdy Minerwa[64] z prawdziwą sztuką w tej sprawie odgrywa Minerwę, biedny Feb nie wie, co ma odpowiedzieć.” W dołączonym wierszyku – Cricius episcopus Premisliensis ad Bonam reginam  – poeta dodawał, że Pallas i pijak Bachus źle godzą się ze sobą, ponieważ Pallas daje siły ducha, a Bachus je odbiera i chociaż Bromisze [wyznawcy Bachusa] więcej zmyślają od poetów, niegodni są tak wspaniałej bogini. Cricius przypominał następnie królowej, że jeszcze do niedawna to Feb był jej miły i Muzy: „Ona pieśń poddawała, on poddawał rytm.” Teraz jednak Minerwa zgnębiła Feba, ale to akurat nie przysporzy jej chwały. Poczucie niesprawiedliwości, krzywdy, nie oznacza, że Feb wyrzeknie się swej bogini, wszak zawsze był jej oddany i pozostanie wierny bez względu na to, czy będzie chciała go zgnębić, czy wynieść. W innym wierszu skierowanym do Bony poeta pisał, iż bóstwa nie są zawsze jednej myśli, dlatego nawet między nimi wszczynane są wojny i spory, czyż nie walczyły między sobą o Pergamu gród? (Troję) – pytał. Lecz w Krakowie stała się rzecz dziwna, bo oto w walkę Apollina z Bachusem włączyła się Pallada i ku zaskoczeniu wszystkich uśmierciła swego sprzymierzeńca: „Na nic więc bóstwom wierzyć”- skarżył się poeta i od razu sprytnie dodawał: „ty mi tylko, Bono,/ Sprzyjaj, ty mi Junoną, ty Palladą bądź,” Listy i wiersze urzekają elegancją, zręcznością, aluzyjnością, które pozwoliły królowej łaskawie przyjąć wymówki autora i odpisać mu w klasycznej łacinie, by Apollo (Krzycki) nadal sławił Junonę[65] (Bonę) i był pewien, że ta poleci go Jowiszowi[66] (Zygmuntowi). Zachwycony tą odpowiedzią Krzycki napisał hymn na cześć królowej.[67]

W czasie trwania tego sporu poeta mieszkał na probostwie św. Floriana, gdzie zajmował się pracami literackimi i rozważał swoją sytuację, która wtedy nie była jednoznaczna. Nachodziły go różne wątpliwości, czego świadectwem są zachowane listy do Tomickiego: „Roztrząsam ze sobą, że tego przecież nie miałem, co rzekomo utraciłem, lecz bierze górę refleksja, iż utraciłem względy i dobre o mnie mniemanie, wszystkich…..Wie bowiem W. Przewielebność, że gdzie los sprzyja, tam skłaniają się sympatie ludzkie.”[68] Dnia 23 IX Krzycki wyjechał do rezydencji biskupów przemyskich w  Brzozowie, skąd pisał do wuja: Mój Przewielebny Panie. Już wyraźnie może Wasza Przewielebność widzieć, na czyją stronę los przechylił władzy, widzi też, że winnica, jaką uprawiał, wydała dla nas gorzkie owoce, widzi, jacy w niej pracują robotnicy i w jaki sposób zaciągnięci, jak ci, co cnotą nie mogą się wybić, wdzierają się podziemną drogą do tej winnicy, skąd chociaż niegodni i nadęci wypływają na wierzch, a dla naszych ludzi godnych wszelki dostęp jest zamknięty. Zaklinam W. Przewielebność na jego najwyższą mądrość i poważanie, jaki ma u wszystkich, by pamiętał o słowach Terencjusza: nie to jest mądrością widzieć, co się ma przed oczami, lecz przewidywać przyszłość. Rzecz zatem zawczasu pomyśleć, nie ze względu na mnie, mało znaczącego człowieka, lecz przynajmniej na tych, którzy nam i Rzplitej w przyszłości mogą być pożyteczni swymi zaletami, rozumem i usposobieniem, pomyśl, iż nie jesteśmy wieczni i nie tylko dla samych siebie zrodzeni, albowiem i ptactwo swe młode hoduje i uczy latać, więc i Rzeczypospolitej i naszej trzódce odda W. Przewielebność usługę i odpłaci się nawzajem tym, od których największe odebrał dobrodziejstwa, oraz tym, których mu polecono a za którymi ja proszę.[69]

Siostrzeniec w swym liście rozważał możliwość rezygnacji z biskupstwa przemyskiego na rzecz poznańskiego. Tomicki odpisał siostrzeńcowi, że wie, iż chwilowo szala przechyla się na korzyść przeciwników, ale on nie zamierza odstąpić od swego dawnego zwyczaju…nie chce iść krętymi drogami i mieszać się w kabałę dworską. Spór z Boną zakończył się dla Krzyckiego pomyślnie a utworem, który symbolizuje odzyskanie względów królowej i zakończenie poetyckiej walki, był wiersz Lepus captus in venatione per reginam Bonam de fato suo:[70]

Interitum laudesne meum doleasne viator           Nie było mnie równego pośród leśnej głuszy
Nescio: nam dubia non ratione caret.                  Skokom moi najlepsi strzelce nie dostają,
Non lepus alter erat prae me velocior ullus,        Nie szybkości też większej padłem ofiarą,
Nunc tamen apprensi colla eruenta vides.            Lecz tej, co przed nieszczęsnym klacz wstrzymała karą.

Teraz nastąpi popisowy opis piękna królowej:

Mirarer speciem, numen et ora deae                     Nie! Nie mogłem nie spojrzeć w oblicze bogini,
Sidereosque oculos vultusque et eburnea colla    W gwiazdy ócz, usta, róży pestyjskich siostrzyce,
Ipsaque Paestanis aemula labra rosis.                   Szyi białość, co kości wstyd słoniowej czyni. Urok jej oszałamia i zniewala, a śmierć czyni rozkoszą:

Interea canis ore petor, comprendor et una           Spojrzałem! Wtedy za kark chwycą mnie charcice,
Causa voluptatis fit mihi causa necis.                   Rozkosz mi była śmiercią, lecz życiem zarazem,
Infelix moriendo fui felixque videndo                  Śmierć była mi rozkoszą, skoro za rozkazem,
Nec scio quae potior sors fuit illa mihi                 Tej padłem, której jeńcem cały świat się wyzna,
Sic capiendus eram hoc felix qui captus ab ista   Najpierw ten, co Jowiszem zwie go swym ojczyzna.
A qua se cupiat Iuppiter ipse capi.         

Wiersz ten to arcydzieło poezji dworskiej: obecny w nim jest doskonały oraz dowcipny koncept (szarak – Krzycki), hołd – opis piękna królowej oraz podziw i uwielbienie, którego granice wyznacza miłość Jowisza (Zygmunta). Jest tu dwuznaczność, gra dyplomatyczna pełna aluzji, np. do takiej słabości królowej jak polowanie, i taktu oraz zapewnienie o wiernej służbie. Bona w Neapolu, stwierdzał Claude Backvis, z całą pewnością spotkała poetów, którzy umieli nadać kokieteryjną formę madrygałowi i którzy z równym patosem sławili tryumf. Ale nie było zapewne wśród nich żadnego, który byłby zdolny z taką precyzją wtrącić dokuczliwy, cięty żart czy uszczypliwą aluzję w morzu mitologicznych komplementów i pochlebstw.[71] Zgoła inny okaże się Krzycki dla niedawnego sojusznika i protegowanego Tomickiego, Jana Latalskiego, który od przyjęcia – kupna nominacji stał się śmiertelnym wrogiem obydwu, ponieważ w ich oczach był zdrajcą. Wiązało się to z tym, że Tomicki wcześniej upominał się o nominację biskupią dla Latalskiego, nie skrywał nawet swego rozczarowania, gdy pominięto go w r. 1522. Przyrzekł nawet wtedy Latalskiemu, że dopomoże mu w osiągnięciu pierwszego wakującego biskupstwa, dlatego zachowanie tego ostatniego było w jego oczach wyjątkowo niewdzięczne. Cricius nie będzie szczędził mu złośliwości, nawiązując w swych epigramatach do takich słabości Latalskiego jak kobiety i wino:

Z biskupowego okna spuszczono w dół w sieci Taidę,

bo drzwi były zamknięte na klucz.

Nie wiem, co w tym tak ludzi gorszy, zwłaszcza teraz

Gdy ewangelię w gębie miewa każdy szewc.

Bo że rybakiem z siecią powinien być biskup,

Tym słowom ewangelii nie zaprzeczy nikt.                                                                  

(O pewnym…..)                           

Utwór ma wyraźnie trójdzielną kompozycję. W introdukcji przywołane zostaje skandaliczne zdarzenie z życia biskupa Latalskiego. Doskonała jest tu skrótowość wypowiedzi. W imieniu Taida odnaleźć można aluzję do słynnej kurtyzany aleksandryjskiej, stąd wnosi ono do tekstu piękno zmysłowe, tajemniczość, grzeszność, frywolność, natomiast stwierdzenie „drzwi były zamknięte na klucz” wskazuje na nieprzyzwoitość czynu. Tworząc atmosferę skandalu i rozbudzając ciekawość, Cricius uspokaja czytelnika w następnym dystychu. Tłumaczy mu, (gra topiką simplicitatis), że omówione zdarzenie należy wyjaśniać w kategoriach ewangelicznych: wszak biskup jest rybakiem, dlatego nie dziwi fakt, iż posiada sieć i łowi w nią ludzi. A że w tym przypadku złowił Taidę, to nie ma w tym niczego niezwykłego, bo czyż słynny pustelnik Pafnucy nie udawał kochanka Tais, by ją nawrócić i namówić do wstąpienia do klasztoru.[72] Umysły prostaczków nie są zatem w stanie zrozumieć głębi działań swych pasterzy. Biskup przemyski szydzi nie tylko z Latalskiego, z jego stylu życia, lecz i z tej części elity kościelnej, która uległa obłudzie, demoralizacji, pokrętnie tłumaczyła czy usprawiedliwiała zło, siejąc zgorszenie wśród wiernych, tym bardziej niebezpieczne dla Kościoła, że działo się to w czasach „gdy ewangelię miewa w gębie każdy szewc.” Przytoczony epigramat świadczy o tym, że Krzycki zdecydowanie zwalczał luteranizm, ale i równie konsekwentnie patologie wewnątrz Kościoła. Miał odwagę publicznie piętnować te ostatnie i surowo oceniać. Wydaje się, iż więcej wymagał od biskupów niż ludu.Kolejny epigramat poświęcony Janowi Latalskiemu opisywał to, co wydarzyło się w czasie odprawianej przez nowego biskupa poznańskiego mszy św. pontyfikalnej w katedrze wawelskiej. Był to nazajutrz po  ingresie, obraz św. Stanisława, srebrny tryptyk na wielkim ołtarzu, dar króla Zygmunta, nagle się zamknął. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby jedno ze skrzydeł nie zawadziło o świecę i nie zrzuciło jej na głowę celebransa, raniąc go lekko.[73] Krzycki w sposób sobie tylko właściwy zinterpretował to wydarzenie: Ja tłumaczę po prostu całkiem jego sens:

Trzeźwy zląkł się pijaka – bał się, aby pijak
Ogromnych kuflów wina nie kazał mu pić,
(O biskupie krakowskim J. Latalskim)
Dużą popularność zyskał dystych

Na tego samego, w którym bardzo wyraziście i dosadnie został opisany biskup poznański.

Tekst ten to najdoskonalszy przykład poetyckiej karykatury: Słowa mi wiatr, grosz w górę pcha mnie, mój charakter –Pierze, brzuch mój – to kadź, kufel – to mój herb. (Na tego samego)  Utwory poświęcone Latalskiemu cieszyły się na tyle dużą popularnością, że na długo ukształtowały wśród potomnych negatywny obraz biskupa. Pamiętać należy również i o tym, że epigramatom Krzyckiego można zarzucić przesadę, ale nie kłamstwo, miał on przecież jak nikt przed nim i długo po nim w polskiej literaturze i polityce doskonały zmysł obserwacji oraz błyskotliwego interpretowania rzeczywistości.Pogodzenie się królowej z Krzyckim stało się niebawem faktem. Bona za bardzo ceniła Criciusa, by go sobie zrazić, a i Krzycki podzielał jej poglądy polityczne i nie miał zamiaru wyrzekać się dalszej z nią współpracy. Tym bardziej, że królowa zaraz po powrocie z Niepołomic wykonała wobec Krzyckiego kilka znaczących gestów. Już 3 VII odbyła z nim czterogodzinną rozmowę, w której wyjaśniała powody nominacji Latalskiego. Zgodziła się także na oddanie wakującego burgrabstwa krakowskiego jego protegowanemu Janowi Chełmskiemu (mimo że przyrzekła je wcześniej swojemu ulubionemu dworzaninowi J. Trzcińskiemu), a jej dworzanie wstrzymali się od powitania Latalskiego w czasie jego uroczystego wjazdu do Krakowa, by nie sprawić tym przykrości Krzyckiemu. Na pocieszenie otrzymał znowu – po Latalskim – probostwo poznańskie.Biskup przemyski zwołał na 4 października r. 1525 synod diecezjalny. Niestety, nie zachowały się przyjęte wtedy statuty. R. Nir wskazuje jednak na związek tego synodu z wcześniejszym prowincjonalnym odbytym w Piotrkowie, gdzie „ostro wystąpiono przeciw wiarołomnym księżom i zakonnikom. Synod wydał dekret nakazujący pozbawiać godności takich duchownych, a gdyby zmienili się, winni odbyć ostrą pokutę.”[74]W r. 1526 finał znalazła sprawa gdańska, która ciągnęła się od r. 1522, tj. od samowolnego usunięcia burmistrza Eberharda Febera pod naciskiem pospólstwa i szerzącego się luteranizmu: dochodziło do wypadków obrazoburstwa, usuwania z kościołów ołtarzy i posągów, likwidowano klasztory, dawne obrzędy skasowano a na ich miejsce wprowadzano nowe w języku niemieckim.[75]

Sprawy nie załatwiła wysłana przez króla komisja, na czele której stali arcybiskup Jan Łaski i Maciej Drzewiecki. Gdy rozruchy powtórzyły się w r. 1525, król wystosował (9 maja) pismo do Gdańska, w którym wyliczał wszystkie nadużycia mieszkańców. Po kilku tygodniach przybyli z odpowiedzią – pisze R. Nir – posłowie, którzy bronili swych przekonań religijnych oraz usprawiedliwiali zmiany dokonane w kościele i zarządzie miasta. Zygmunt nie od razu im odpowiedział. Postanowił najpierw zapytać o zdanie senatorów. Ostateczną odpowiedź wygłosił w imieniu króla Piotr Tomicki, a przygotował ją, z polecenia podkanclerzego, Andrzej Krzycki. „Chodziło bowiem przede wszystkim o to, aby odpowiedzieć na pierwszą teologiczną część obrony posłów gdańskich, a do tego zaś nikt tak się nie nadawał, jak ówczesny biskup przemyski.”[76]

Przygotowany dokument został zatytułowany Deliberatio de responso delegatis civitatis Gedanensis dando, MDXXV. Biskupa przemyskiego w najwyższym stopniu oburzyło zuchwałe wystąpienie przedstawicieli Gdańska, dlatego użył tych samych strzał – jak pisał – co oni. Zadanie nie było łatwe, ponieważ posłowie pozornie poddawali się pod wolę królewską, broniąc zarazem „zuchwale i zaciekle swoich przekonań.”[77] Cricius nie dał się jednak ponieść emocjom, gdyż „należało mieć wzgląd na osobę, w której imieniu odpowiedź ta miała być wygłoszoną.” Wystąpienie rozpoczął od zdemaskowania obłudy posłów: Wynosicie tak mocna mądrość króla, jego dokładną znajomość Pisma św., jego sprawiedliwość i wielkie zasługi dla chrześcijaństwa, ale jeśli król jest tak mądry, to jak śmiecie nazywać marzeniami głupców to, w co święcie on wierzy. Jeśli mu przypisujecie dokładną znajomość Pisma św., to jak w jego obecności możecie się przyznawać do rzeczy, które z powszechnym Kościołem, z prawami boskimi i ludzkimi i w ogóle z całym porządkiem świata w największej stoją sprzeczności, a przez Kościół dawno zostały potępione. Jeśli potężnym obrońcą wiary jest w waszych oczach król, to jak mogliście się odważyć na takie zbrodnie przeciw wierze. A wszystkie zaprowadzone zmiany w religii i mieście noszą znamiona najcięższej zbrodni przeciw wszystkim prawom boskim i ludzkim.[78]

Ich słowom zaprzeczały czyny, gdyż broniąc swych racji, poniżali wszystkie bliskie królowi wartości. Następnie odniósł się do poruszonych przez gdańszczan kwestii teologicznych. Zauważył, że luteranie nauczają, iż Boga nie należy czcić w świątyniach zbudowanych rękami, z tego powodu nie przechowują Eucharystii w kościele. „A przecież Chrystus szedł do świątyni i mówił, że ona jest domem modlitwy. Czyżby i apostołowie błądzili, wstępując na modlitwę do światyni?”- pytał autor. Odrzucał także tezę, iż nie należy wzywać świętych, dowodząc, że Chrystus nazywał ich nie sługami, lecz przyjaciółmi, dlatego powinno się ich prosić, „zwłaszcza, że Pismo św. mówi: wielkie znaczenie ma modlitwa sprawiedliwego i prorok powiedział: za nią modlić się będzie każdy święty.”[79]

Kolejnym zagadnieniem poruszonym przez Krzyckiego był problem Kościoła. W rozumieniu luteran nie mógł być on ani widzialny, ani hierarchiczny. Argumentacji tej przeciwstawił Cricius stwierdzenia o niewzruszoności skały, na której Chrystus zbudował Kościół:Kościół jest ciałem Chrystusa, samą głową Jezus Chrystus. On, gdy miał odejść do nieba, widzialnemu Kościołowi dał głowę widzialną. Jednemu wybranemu spośród uczniów dał klucze królestwa i urząd pasterski, aby jeden był wśród innych, który by miał wszelką władzę związywania i rozwiązywania na ziemi.

Najwyższy pasterz ma władzę przekazywania innym nauczania, jak piszą Dzieje Apostolskie: „ żeby usłyszały narody i uwierzyły, że nikt własnowolnie nie może obwieszczać i głosić Ewangelii.” Wobec tego skąd biorą się rozłamy, odpowiedzią jest św. Cyprian (…) nie skądinąd herezje jak tylko stąd, że kapłanowi bożemu nie daje się posłuchu i nie wierzy się, że jeden sprawuje urząd w Kościele na miejscu Chrystusa.[80] Zarzuty dotyczące hierarchii odpierał, wskazując na ich paradoksalność, ponieważ teraz to luteranie zaczęli określać, jakimi cnotami mają się odznaczać biskupi oraz kapłani i, co śmieszniejsze, cnoty te przedstawiają jako wzór do naśladowania. Reformatorzy zbyt łatwo zapominają, iż wzorów tych nie osiąga się łatwo. Przykładem tego jest chociażby papież, „który też jest człowiekiem i współczuje tym, którzy błądzą i sam podlega słabościom.” Nie bez odpowiedzi pozostawił Cricius zagadnienie komunii św. pod dwiema postaciami. Otóż Pan Jezus powiedział: ten jest chleb żywy, a żywe ciało – dowodził Polak – nie może być bez krwi, „dlatego pożywając tylko ciało pożywamy również i krew. Napisane w Dziejach Apostolskich: trwali na wspólnocie i łamaniu chleba, a oni nauczają, że Kościół ustanowił ofiarę.”  Stronom sporu nie udało się zbliżyć stanowisk. Król musiał osobiście pojechać do Gdańska. Uczynił to 17 IV 1526. Sekretarz królewski towarzyszył Zygmuntowi i o tych wydarzeniach na bieżąco informował Tomickiego, który zachorował na oczy i pozostał w Malborku.[81]

Brak Tomickiego u boku Zygmunta spowodował, iż władca w pierwszych dniach zachowywał się bardzo biernie. Z tego powodu siostrzeniec błagał wuja, by przybył jak najszybciej i ratował religię katolicką. W kołach politycznych toczył się w tym czasie bardzo ostry spór, jak postąpić z buntownikami. Szydłowiecki – wspierany przez księcia Albrechta – domagał się jak najłagodniejszego potraktowania buntowników. Natomiast Krzycki, Tomicki[82], Kmita, i zapewne większość biskupów, domagali się radykalnego ukarania religijno – społecznych rozruchów oraz ograniczenia praw rozzuchwalonego mieszczaństwa niemieckiego. Cricius swoje surowe stanowisko tłumaczył następująco: „Pobudzała mnie jednak do gniewu zuchwałość luteranów, którzy wszystkie świętości i nas biskupów obrzucają obelgami niecnie i bezwstydnie.”

Zdecydowana postawa większości polskich elit tłumaczy się również tym, iż były one przerażone toczącą się w Niemczech wojną chłopską, której zapowiedź dostrzegały w wydarzeniach gdańskich. O tym, jak gorący toczył się wtedy spór, świadczą dwa wiersze Krzyckiego: Responsum ad delegatos Gedanenses (Narady względem odpowiedzi Gdańszczanom) oraz Na tegoż Krzysztofa. W drugim epigramacie zarzuca kanclerzowi zdradę kraju oraz Kościoła.

Judasz sprzedał Chrystusa za srebrniki, wielmoża natomiast za śledzia. Była to aluzja do łapówki, jaką mieli dać gdańszczanie kanclerzowi. Król – zgodnie z przewidywaniem – wybrał drogę kompromisu. Dnia 3 maja rozpoczęły się przesłuchiwania, trwające od świtu do zmierzchu, 13 czerwca na Długim Rynku ścięto sześć osób, kolejnych osiem 19 lipca w Malborku, w tym Piotra Königa. Zygmunt zasiadł 18 czerwca uroczyście na tronie. Achacy Czema w jego imieniu odczytał decyzję królewską przywracającą dawny porządek. Wiernych Koronie król wynagrodził a miastu utrzymał przywileje. Zadbano też o właściwe regulacje prawne. Nieprzypadkowo miał przy sobie Zygmunt Krzyckiego, któremu przypisuje się autorstwo wydanego przez władcę 20 lipca edyktu zwanego Statuta Sigismundi.

Dokument ten zawierał m.in. nakaz przywrócenia wszelkich praw Kościołowi katolickiemu oraz nakazywał wiarołomnym księżom i zakonnikom natychmiastowe opuszczenie miasta (pod groźbą kary śmierci), proboszczowie mieli przebywać na miejscu. Regulował poza tym stosunki prawne w mieście, np. pierwszeństwo przed burmistrzem posiadał burgrabia gdański jako przedstawiciel króla.[83] To skuteczne działanie nie napawało Krzyckiego – humanisty dumą: „całe moje postępowanie nie jest mnie godne”[84]- pisał, ale wobec chwiejności Tomickiego czy zdrady Szydłowieckiego, ktoś musiał wziąć na siebie ciężar przeforsowania trudnych, surowych i niepopularnych decyzji.Pod wpływem tych wydarzeń a także opowieści o cudzie krwawienia hostii napisał Krzycki i wydał w r. 1527 dzieło De afflictione Ecclesiae. Commentarius in Psalmum XX per Andream Cricium Episcopum Premislien (O ucisku Kościoła).Był to alegoryczny komentarz do psalmu 21, zawierający już w samym tytule aluzję do Lutrowej Operatio in Psalmum XXI z roku 1523. Tekst poprzedzała przedmowa do królowej Bony a zamykały dwa dodatki zawierające m.in. wyjątek z wykładów Orygenesa do Księgi Hioba oraz modlitwę ułożoną przez autora. Zdaniem Leszka Hajdukiewicza we wstępie zauważalna jest już przemiana biskupa, deklarującego porzucenie swawolno – pogańskiej muzy. Krzycki manifestuje przywiązanie do królowej, prosi o wybaczenie, jeśli ją kiedyś uraził fraszkami, „w których zwykłaś tak wielkie znajdować upodobanie.”[85]

Swoim „pobożnym” i „odpowiednim” dziełem starał się naprawić wcześniejsze błędy, czyniąc w ten sposób aluzję do św. Hieronima, który także poświęcił komentarz do psalmu swojej Principii. Cricius nazywał królową również swoją Władczynią, gdyż tak dalece wyróżniała się nauką, mądrością, miłością Rzeczypospolitej i religii, że nie znajdował żadnej innej heroiny dorównującej królowej w XVI wieku.[86] De afflictione Ecclesiae zostało wydane w Krakowie u Wietora, a wstępem opatrzył to wydanie Leonard Coxus (Leonardus Coxus Anglus. Lectori)[87], przedstawiając pokrótce problematykę utworu. Wiersze do książeczki napisali Jan Antonin, Krzysztof Stratander oraz Stanisław Hozjusz. De afflictione Ecclesiae było dziełem oryginalnym pod względem teologicznym – przypominającym traktat, w którym autor rozwinął myśl przyrównującą mękę Pańską do cierpiącego Kościoła i historycznie ją uzasadnił. Nie jest jasne według księdza J. Fijałka, na ile idea wykładu, iż pod osłoną wyrazów niniejszego psalmu ukrywa się nie tylko sama męka Chrystusa, ale także męka mistycznego ciała, tj. ucisku i nowego ukrzyżowania Kościoła, była twórczym pomysłem Krzyckiego, a na ile skądś przejętym. Faktem jest natomiast, że z uznaniem przyjęli ją najbardziej wpływowi wówczas ludzie kurii rzymskiej: biskup weroński Giammatteo Giberty, biskup teatyński Feliks Trifinoi i Jakub Sodolet. Ten ostatni wykazał największe zainteresowanie, chociaż podejrzewał, że przez autora przemawia polski biskup polityk, który pragnie odzyskać prawowierną sławę nadszarpniętą w kurii na skutek hołdu pruskiego (jeszcze do tej chwili rachunki między Rzymem i Polską nie zostały wyrównane). Pozytywnie ten utwór przyjął również Erazm, któremu Krzycki wysłał De afflictione Ecclesiae przez Jana Antonina 1 kwietnia 1525 roku. Odpowiedź przyszła niespodziewanie szybko, bo już 17 maja. Trudno nazwać ją, jak uczynił to ksiądz Fijałek, entuzjastyczną. Erazm po prostu chwalił dziełko Polaka, przyznając się z rozbrajającą szczerością, że jeszcze w całości go nie przeczytał. W swym liście nazywa Criciusa „dzielnym obrońcą Koscioła”, co w kontekście całego listu można zrozumieć także ironicznie. Erazm sprawia wrażenie kogoś, kto obawia się tego typu utworów i określeń. Ale jego lęki nie odnoszą się do Polaka, gdyż „Nie sądzę – pisał – by Twój rozsądek wymagał napomnień.” Było dla niego jasne, że gdy De afflictione Ecclesiae piszą ludzie pokroju Krzyckiego, to nic złego stać się nie może. Ale w życiu jest zbyt wielu takich – przestrzega Holender – którzy chwałę zwycięstwa pragną przypisać sobie a nie Chrystusowi. Wśród nich są dostojnicy Kościoła, książęta, zakonnicy. Wszyscy oni mogą stać się, na skutek instrumentalnego traktowania Chrystusa, coraz bardziej niepohamowani z powodu odniesionego zwycięstwa. Uwagi Erazma były o tyle cenne i uzasadnione, gdyż przestrzegały przed niebezpieczeństwem ortodoksji, która tego typu utwory chętnie zawłaszczała i czyniła z nich bardzo niebezpieczny oręż.[88] Utwór Polaka, ale już w innym nieco duchu, zachwyciło Sauermanna, który stwierdził m.in., że tak jasnego, a zwięźle i umiejętnie przeprowadzonego zestawienia całej doktryny i wszystkich spraw nowych ewangelistów z ewangelią i nauką apostolską nie powstydziłby się żaden z teologów trydenckich czy neoscholastycznych. Z kolei we włoskim wydaniu literat niemiecki napisał: „pojawia się w Rzymie złośliwy i pełen łez boski ów psalm wieszczącego króla Dawida, znamienitym opatrzony komentarzem biskupa Andrzeja Krzyckiego.”[89] Warto dodać, że Cricius nie wymienia w swych rozważaniach nazwiska Lutra oraz że oparł obronę Kościoła na pozytywnej teologii. Należy w tym miejscu podkreślić, iż nigdy jako pierwszy nie atakował protestantów a jego teksty były zawsze jedynie odpowiedzią na atak drugiej strony.

Wydarzenia gdańskie według Karola Estreichera[90] oraz Stanisława Mossakowskiego[91] znalazły także odbicie w programie ideowym dekoracji Kaplicy Zygmuntowskiej, co jest jednym z pośrednich dowodów na to, że jego twórcą był biskup przemyski, wykonawcą zaś Bartolomeo Berrecci. Innym argumentem wskazującym na Krzyckiego jest to, że koncepcja ideowa i artystyczna Kaplicy Zygmuntowskiej była przejawem jakże krótkiego okresu w dziejach naszej kultury, w którym treści religijne i osobiste mogły być wypowiedziane humanistycznym i świeckim językiem. Janusz Kębłowski pisał, że była to „krótkotrwała próba kreowania humanizmu chrześcijańskiego, którego autorem w Polsce był sekretarz królewski, Andrzej Krzycki. Byłby to bodaj jedyny wyraz artystyczny tej myśli i tego „modusu”, gdyż jeszcze w czasie prac nad Kaplicą zrezygnowano z jego stosowania; niósł ze sobą wiele niebezpieczeństw,”[92] do których zlicza się wieloznaczność, śmiałość obrazowania, specyficzne, w wariancie neoplatońskim, połączenie mistyki oraz erotyki przywodzące z kolei na myśl Pieśń nad Pieśniami. Do takich śmiałych przedstawień zalicza się: Dafne, walkę Satyrów i Herkulesa z Gigantem czy Trytona z Nereidą i Amorem z biczem. Kto był na tyle odważny i nowatorski z Polaków? Historycy sztuki nie mają wątpliwości. To Andrzej Krzycki był przedstawicielem polskiej strony w rokowaniach z Berreccim, formułował oczekiwania, propozycje programowe. Trudno oczekiwać, by Włoch znał niuanse polskiej polityki, tworzył jej założenia ideowe. Zdaniem Mossakowskiego wpływy Criciusa widać zwłaszcza w wykorzystaniu motywu gigantomachii, cieszącego się niezwykłą popularnością w czasach hellenistycznych, gdyż symbolizował walkę Greków z najazdami barbarzyńców. W tym znaczeniu przejął go Cricius, dla którego ukazanie walki bogów z bezbożnymi gigantami było aluzją do zmagań Kościoła z protestantyzmem: „szata mitologiczna, w której antico modo została ukazana” – to aktualna tematyka zgodna z humanistyczną frazeologią wierszy Krzyckiego. Uczony odnalazł w przedstawieniu aluzję do buntu mieszczan gdańskich w 1525 roku. Miał on podłoże religijne, dlatego został stłumiony, a zwycięski Zygmunt wjechał z wojskiem do miasta. W wierszu Criciusa Ad regem Sigismundum Primum Commendatio morae Gdanensis chrześcijański Bóg wystąpił pod imieniem Jowisza:[93] „Kiedy przybywasz do miasta, wnet Jowisz rozprasza wszystkie zdrady i poddaje twojemu sądowi.” Z kolei w innych utworach, z połowy lat dwudziestych, wyznawców luteranizmu nazywał poeta „monstra huius turbulenti seculi nostri” lub przyrównywał ich do hydry pokonanej przez Herkulesa. Można sądzić, że Herkules wyrzeźbiony na wawelskim reliefie, jak śpieszy z pomocą Jowiszowi w zmaganiach z bezbożnymi gigantami, to aluzja do króla Zygmunta, miles christianus, aktywnie działającego w obronie religii katolickiej. Zapewne właśnie dlatego został Zygmunt przedstawiony na nagrobku w pozie przypominającej odpoczywającego Herkulesa.[94]

Krzycki prace nad programem ideowym Kaplicy musiał skończyć przed nominacją na biskupa płockiego, gdyż wtedy to (1529-1530), zdaniem Kazimierza Kuczmana, rozpoczął wraz z Berreccim konstruowanie programu ideowego stropu sali Poselskiej (głowy wawelskie), „który musiał mieć wymowę panegiryczną, politycznie głośniejszą od malowanego fryzu na ścianie.”[95] W tym czasie ukształtowała się nowa sytuacja na Węgrzech po klęsce pod Mohaczem, w której poległ Ludwik Jagiellończyk (1526). Krzycki po zwołaniu 4 października synodu diecezjalnego musiał powrócić do spraw węgierskich. Tym razem działania ułatwiało mu pozytywne nastawienie Tomickiego do głównych założeń polityki królewskiej, co umożliwiało z kolei bliższą współpracę z Boną. Pierwszoplanowym zadaniem polskiej polityki zagranicznej stało się związanie Węgier z Polską, ponieważ w wyniku umowy wiedeńskiej Habsburgowie mogli przejąć spadek jagielloński. Krzycki wypowiadał się jednak przeciwko unii personalnej z kilku powodów. Po pierwsze, Zygmunt musiałby wtedy zawrzeć pokój z Turcją za wszelką cenę. Po drugie, wielkim nakładem kosztów trzeba byłoby podnieść Węgry z ruiny oraz dopomóc masom szlacheckim w podniesieniu się z upadku. Pierwszego nie mógłby Zygmunt uczynić bez wywołania powszechnego w Europie niezadowolenia, na drugie nie miałby środków. Oprócz tego czekałaby Rzeczpospolitą rozprawa z całą potęgą habsburską, która posiadanie Czech i Węgier uważała za trzon swej polityki. Z ważną inicjatywą wystąpiła królowa Bona, której udało się przekonać męża, aby jawnie wystąpił ze swą kandydaturą na króla Węgier. Krzycki z Tomickim bardzo sceptycznie ocenili tę inicjatywę, nie uwzględniającą ani tez z raportu, ani tego, że nie wolno zbytnio ufać Zapolyi, który nie pominie sposobności zdobycia dla siebie korony węgierskiej. W tych okolicznościach król otrzymał zaproszenie na sejm elekcyjny, wysłane przez Zapolyę, i z bardzo delikatną misją wysłał swoich najlepszych dyplomatów: Andrzeja Krzyckiego oraz Stanisława Sprowskiego.

Utrzymanie poselstwa w największej tajemnicy było sprawą najwyższej wagi. Krzycki i Sprowski wyjechali 7 listopada z  Krakowa i podążyli do Szekesfejervaru. Jednak już w drodze dowiedzieli się, że sejm obwołał 10 XI Zapolyę królem i nazajutrz nastąpiła jego uroczysta koronacja. W dzień elekcji posłowie zatrzymali się we Frysztacie na Śląsku u wuja Zapolyi księcia Kazimierza. Tu odbyli z nim tajną naradę, w trakcie której biskup przemyski nie wyjawił celu swojej misji, ale uzyskał potwierdzenie, że zaproszenie Zygmunta miało charakter czysto formalny. Wbrew sugestiom księcia Kazimierza Cricius postanowił kontynuować misję i jechać jak gdyby nigdy nic na Węgry, aby nie wzbudzać podejrzeń, złożyć życzenia nowemu władcy oraz pozyskać jego względy. Wysunął także projekt, w myśl życzeń Bony i zaaprobowany przez Zygmunta, by zaproponować Zapolyi, aby uznał za spadkobiercę i zarazem swego następcę Zygmunta Augusta. Kto wie, czy już wtedy nie zaczęto rozważać pomysłu wydania najstarszej córki królowej Izabelli za króla Jana.[96]  Posłowie wyjechali z Frysztatu i 16 listopada stanęli w rezydencji Zapolyów w Trenczynie, gdzie oficjalnie ich poinformowano o wyborze Zapolyi.[97] Krzycki stwierdził, że mimo wszystko trzeba spotkać się z Zapolyą, ryzykując nawet chwilowe pogorszenie stosunków z Wiedniem. Wizytę należało tłumaczyć kurtuazją, a przy tym wykorzystać ją do zorientowania się w aktualnych stosunkach węgierskich, co w przyszłości mogło umożliwić królowi zajęcie właściwego stanowiska wobec spodziewanych problemów. Biskup przemyski sugerował, by Zygmunt pośredniczył w rozmowach pokojowych między skłóconymi węgierskimi partiami, ponieważ osiągnięty kompromis jest w interesie Polski.

Zachowując neutralność w sporze o koronę, powinien zarazem potajemnie wspierać Zapolyę przeciwko Habsburgom, gdyż związek z narodową partią węgierską mógł stanowić groźny środek powstrzymujący cesarza i arcyksięcia. Przestrzegał zarazem, że przeciwnicy zdolni są do największych podłości, dlatego i Polacy nie mogą zrezygnować z prawa do zdecydowanych posunięć. Krzycki miał tu na myśli zawarcie pokoju z Turcją. Na dowód knowań Habsburgów opisał dwulicową rolę posła Nipszyca, o której dowiedział się od dworzanina Bony Jana Trzcieńskiego.[98] Otóż  w ręce panów węgierskich, skupiających się wokół królowej Marii, dostała się kopia instrukcji poselskiej Nipszyca i wiele tajnych zaleceń króla. W kołach stronników austriackich zapanowało wielkie oburzenie: oskarżano Zygmunta o chęć przejęcia korony albo o wspieranie Zapolyi.

Krzycki znalazł się w bardzo niezręcznej sytuacji. Żeby osłabić podejrzenia i zamknąć usta węgierskim zdrajcom, Krzycki jeszcze w Ostrzyhomiu napisał list do biskupa Kammerera i przyjaciela kanclerza Stefana Brodarycza, w którym pisał, że początkowo Zygmunt myślał o koronie, ale gdy dowiedział się o staraniach Ferdynanda, poparł jego kandydaturę.[99] Kiedy okazało się, że królem obwołano Zapolyę, to nie pozostało już nic innego stronie polskiej jak pogratulować wyboru nowemu władcy. Krzycki nie uląkł się gróźb posłów austriackich, którzy sugerowali, że arcyksiążę może pomścić się, nasyłając na Rzeczpospolitą wielkiego księcia moskiewskiego gotowego rzekomo w każdej chwili do zerwania rozejmu i uderzenia na Litwę. Groźby te utwierdziły biskupa przemyskiego w przekonaniu, że trzeba jeszcze bardziej związać się z Zaplyą. Jego misja została jednak przerwana, gdyż Zygmunt nakazał posłom zakończenie układów z Zapolyą pod pozorem, że byli tylko wysłannikami na sejm. Na ostatniej audiencji Krzycki wypowiedział kilka ogólników i po otrzymaniu odprawy wrócił przez Trenczyn do Krakowa. Jego działania zostały bardzo wysoko ocenione przez parę królewską, czego wymownym dowodem było powierzenie mu w kwietniu 1527 roku biskupstwa płockiego. Oznaczało to awans i pięcie się w hierarchii, ponieważ biskupstwo płockie postrzegane było jako jedno z najważniejszych w kraju.
dr Leszek Barszcz

[1] Erazm do Andrzeja Krzyckiego (Bazylea, 17 maja 1527), w: Korespondencja Erazma z Rotterdamu z Polakami, opr. i tłum. M. Cytowska, Warszawa 1965, s.83.
[2] W. Pociecha, Królowa Bona (1494-1557). Czasy i ludzie Odrodzenia, t. 2, Poznań 1946 – 1958, s. 388.
[3] Ibidem, s. 388.
[4] M. Plezia, Najstarsza poezja polsko-łacińska, Wrocław 1952, s. 87.
[5] Z. Wojciechowski, Zygmunt Stary. Warszawa 1946, s. 140.
[6] J. Starnawski, Kodeks Stanisława Kilowskiego odnaleziony, w: Listy Bibliofilskie t. 3, Łódź 1983, s. 64. Także J. Starnawski Criciana nova, „Rocznik Przemyski” 1995, t. 31, s. 83.
[7] M. Borzyszkowski, Młodzieńcza twórczość Stanisława Hozjusza, w: Stanisław Hozjusz, Poezje, Olsztyn 1980, s. 106.
[8] Mała Muza Od Reja do Leca, antologia epigramatyki polskiej, wybr. i oprac.  A. Siomkajło, Warszawa 1986, s. 51, 734.
[9] W. Pociecha, op. cit., s. 148.
[10] Ibidem, s. 118.
[11]J. Pajewski, Stosunki polsko-węgierskie.., Warszawa 1930, s.41.
[12] W. Pociecha, op. cit., s.196.
[13] L. Finkel, Polityka polska w sprawie wegierskiej…, „Kwartalnik Historyczny”, R.XIII 1899, s.466.
[14] Za Z. Wojciechowskim, op.cit., s.289.
[15] Ibidem, s.43.
[16] J. Korytkowski, Arcybiskupi gnieźnieńscy, prymasowie i metropolici od roku 1000 aż do roku 1821, Poznań 1889, t.III, s. 18.
[17]  S. Hozjusz, Poezje, Olsztyn 1980, s.7; wstęp W. Odyniec, s.XIX.
[18] Pochwała Filipa Kallimacha męża doświadczonego ocalonego od śmierci przez sławnego Biskupa Przemyskiego Pana Andrzeja Krzyskiego (tłum. A. Kamieńska w: S. Hozjusz, Poezje, Olsztyn 1980, s. 7.).
[19] Tłum. A. Kamieńska w: S. Hozjusz, Poezje, Olsztyn 1980, s. 7.
[20] A. Gorzkowski, Paweł z Krosna, Kraków 2000, s. 75.
[21] J.D.A. Janocki, Ianociana sive clarorum atque illustrium Poloniae, Varsoviae et Lipsiae MDCCLXXIX, s.60 : Legatio secreta, Sigismundi Primi Poloniae Lithuaniae Ducis nomine, apud Albertum Marchionem Brandenburgensem et Ducem in Prussia, per Andream Cricium Episcopum Premisliensem, anno MDXXV peracta. Exstat in Zalusciano Miscellaneo Volumine Msto CCXXVb.
[22] A. Gieysztor, „Non habemus cesarem nisi regem”. Korona zamknięta królów polskich w końcu XV wieku i w wieku XVI, w: „Muzeum i twórca”, Warszawa 1969, s. 289-291.
[23] J. Starnawski, Dzieje wiedzy o literaturze polskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków 1984, s.22.
[24] M. Bogucka, Hołd Pruski, Warszawa 1982, s. 102-110.
[25] A. Krzycki, Ad Joanem Pulleonem de negotio Prutenico epistola, tłum. A. Wolff, w:  A. Vetulani: Polskie władztwo w Prusiech, Warszawa 1953, s. 92.
[26] Ibidem, s. 92-93 (bold pochodzi od autora artykułu).
[27] R. Nir, Stanowisko biskupa Andrzeja Krzyckiego wobec luteranizmu, w: „Studia Płockie” 1981, nr 9, s. 78; J. Bukowski, Dzieje Reformacji w Polsce, t. 1, s. 509-511.
[28] Tłum. A. Kamieńska w: Stanisław Hozjusz: Poezje, Olsztyn 1980, s. 20-21.
[29] Acta Tomiciana, t. 7, s.178, 194.
[30] A. Krzycki, Ad Joanem Pulleonem de negotio prutenico epistola, tłum. A. Wolff, w:  A. Vetulani: Polskie władztwo w Prusiech, Warszawa 1953, s. 90.
[31] Leon X papież w latach 1513-1521, Hadrian VI wybrany w 1522, zm. 1523, Klemens VII sprawował urząd w latach 1523-1534. Mowa ponadto o cesarzu Karolu (1519 – 1556) i bratanku Zygmunta Ludwiku Jagiellończyku (1516-1526).
[32] A. Krzycki, op. cit., s. 90-91.
[33] M. Borzyszkowski, op. cit., s.112.
[34] A. Krzycki, op. cit., s. 94-95 (bold pochodzi od autora artykułu).
[35] Ibidem, s. 95.
[36] Ibidem, s. 93 (bold pochodzi od autora artykułu).
[37]A.Wyczański, Między kulturą a polityką. Sekretarze królewscy Zygmunta Starego (1506-1548), Warszawa 1990, s.161.
[38] A. Krzycki, op. cit., s. 94.
[39] A. Gieysztor, „Non habemus cesarem nisi regem”. Korona zamknięta królów polskich w XV wieku i w wieku XVI, w: „Muzeum i twórca”, Warszawa 1969, s. 291.
[40] Thraso – postać żołnierza samochwały z rzymskiej komedii Terencjusza Eunuch.
[41] A. Vetulani: Polskie władztwo w Prusiech, Warszawa 1953, s. 98-99.
[42] Johannes Plonisco, Judicium majus magnarum coniunctionum anno 1524 evenientium ad annos futuros quadraginta duraturum. Cracoviae 1524.
[43] Albertus Costhensis, Pandectae successionum hoc est libellus totam continens doctrinam de successionibus et potissimum ab intestato etc. Cum novis Alberti Costhensis juris pontificii baccalaurei additionibus. Cracoviae 1524.
[44] Wielce Szanownemu Biskupowi Przemyskiemu, Panu Andrzejowi Krzyckiemu, Najuczeńszemu pośród dobrych i Najlepszemu pośród uczonych, a Mecenasowi swojemu najczcigodniejszemu – Stanisław Hozjusz sługa oddany poleca siebie i niniejszy prognostyk (tłum. A. Kamieńska w: Stanisław Hozjusz, Poezje, Olsztyn 1980, s. 10-11). W pracy konsekwentnie stosuję zapis „Premisliensi”, chociaż W. Odyniec w tytule wiersza używa formy „Praemisliensi”. W wydanych dziełach Krzyckiego wydawcy także różnie zapisywali tę formę, np. w De afflictione Ecclesiae występuje forma „Praemislien” (Biblioteka Kórnicka, Mf 3210, Cim.Qu.2158), a w Encomia Luteri „Premislien” (BK, Mf 3899, Cim.Qu.2846).
[45] M. Borzyszkowski, op. cit. s. 109.
[46] Spośród autorów wyróżniał się młody siostrzeniec biskupa Piotr Rydzyński, Wielkopolanin, wówczas student krakowski a później kanonik kapituły poznańskiej (H. Barycz, Historia Uniwerstetu Jagiellońskiego w epoce humanizmu, Kraków 1935, s.100 – 101).
[47] R. Nir, op. cit., s.77.
[48] Ibidem, s.77.
[49] Ibidem, s.77.
[50] Już w latach dwudziestych dotarły do Polski i wzbierały na sile prądy antyerazmiańskie. O fakcie tym wspomina w liście do Erazma Jan Antoninus: „Wiele jeszcze innych osób nalega, żeby je polecić. Są to jednak typy podejrzane i lepiej mieć się na baczności. Udają wielkich heroldów twej chwały, ale to fałsz. Z trudem bowiem wybąkują trzy słowa, gdy trzeba odezwać się w twojej obronie.” (H. Barycz,W blasku epoki odrodzenia, Warszawa 1968, s.201).
[51] Zaproszenie do Polski Erazma, tłum. M. Cytowska, „Meander” 1954, z.2., s. 97. Warto zauważyć, iż z bogatej korespondencji zachowało się tylko osiem listów Erazma i jeden Krzyckiego.
[52] Sykofant – w staroż. Atenach zawodowy donosiciel, szpieg; intrygant, oszczerca, obłudnik.
[53]Zaproszenie do Polski Erazma, op. cit., s. 95-96.
[54] „Jak za swoje Encomia Luteri  niewinnie zupełnie dostał się na indeks, tak przez list pisany do Jana Antoniego Pulleona, barona Brugii (…) o sprawie pruskiej, w którym występuje jako dyplomata, a nie jako biskup (…) .” J. Korytkowski op. cit., s. 20.
[55] P. Buchwald-Pelcowa, Autorzy polscy w indeksach ksiąg zakazanych, „Przegląd Humanistyczny” 1996, z. 1, s. 125.
[56] P. Buchwald-Pelcowa, op.cit., s. 126.
[57] „Błagam Cię przeto i zaklinam – pisał żarliwie – jak najprędzej wyrwij się z tego zamętu, usuń z pożogi, ocal swą głowę. Wydaje mi się, że najsłuszniej uczynisz, jeśli zechcesz co rychlej do nas zawitać. Kraj nasz położony pośrodku i dobrze się tu czują nawet ci, którzy twierdzą, że w ich ojczyźnie panuje klimat zdrowszy niż gdzie indziej. Mamy władcę, którego męstwa, roztropności, łaskawości, pobożności i dzielności wojennej nie można wprost wyrazić słowami, mamy senat pełen mądrości, szlachta nasza czci nauki nie mniej od oręża, mamy i u nas talenty niemałe, mamy sławną Akademię, a jeśli zjawi się Erazm, nie zabraknie również i Frobenów. (…) Żegnaj, drogi Erazmie, a w sercu zachowaj wzajemną miłość dla wielbiącego Cię – Krzyckiego.” Zaproszenie do Polski Erazma, tłum. M. Cytowska, „Meander” 1954, z.2., s. 97-98.
[58] Erazm z Rotterdamu, Rozmowy, Warszawa 1969, s.258. Te informacje o Krzyckim wykorzystał Grzegorz Gyrald w wydanych w r. 1551 Dialogi duo et poetis nostrorum temporum: „Andr. Critius ex Sarmatia […] ut Erasmus ait, ingenium habet in numerato, carmina pangit feliciter et felicior in oratione soluta dicit et ex tempore.” (J. Starnawski, op.cit., s.22.)
[59] W. Pociecha, op. cit. t.2, s.127.
[60] Por. J. Lutyński, Ostrów Tumski w Poznaniu, , fot. W. Zdunek, Bydgoszcz 2000, s.18. Jan Lubrański na przebudowę i remonty katedry przeznaczył znaczne dobra, w tym prywatne. Były to na tyle znaczące kwoty, że przez około 20 lat po śmierci biskupa kapituła czerpała dochody z tej spuścizny przeznaczonej na remonty.
[61] W. Pociecha, op. cit., t. 2, s. 73.
[62] Tłum. E. Jędrkiewicz;  Diana – staroitalska bogini łowów, lasów i gór; opiekunka kobiet i ich płodności.
[63] Bachus – w Grecji Dionizos, bóg wina, płodnych sił natury, syn Zeusa i Semele, małżonek Ariadny.
[64] Minerwa – italska lub etruska bogini rzemiosła, sztuki i literatury; utożsamiana z Ateną jako boginią mądrości i wojny. Przydomek Pallas oznacza mocarną, zbrojną dziewicę.
[65] Junona – bogini italska utożsamiana z Herą; opiekunka życia kobiet, zwł. seksualnego, małżeńskiego i macierzyńskiego; żona Jowisza.
[66] Jowisz – staroitalskie bóstwo jasnego nieba, pogody, błyskawic, piorunów, patron państwa i wojska.
[67] W. Pociecha, op. cit., s. 391.
[68] Ibidem, s. 393.
[69] Ibidem, s. 393.
[70] Na cześć szaraka upolowanego przez Bonę w Niepołomicach – tłum. E. Jędrkiewicz.
[71] C. Backvis, A. Krzycki poeta łaciński Polski humanistycznej w: Szkice o kulturze staropolskiej, oprac. A. Biernacki, Warszawa 1975, s. 58.
[72] Słownik mitów tradycji i kultury, red. W. Kopaliński, Warszawa 1987, s. 1164.
[73]K. Mazurkiewicz, Początki Akademii Lubrańskiego, Poznań 1921, s.12.
[74] R. Nir, op.cit., s.77.
[75] Ibidem, s. 82.
[76]Ibidem, 83.
[77]Ibidem, s.83.
[78]Ibidem, s.83; Acta Tomiciana,t. 7,  nr 134, s.400-405.
[79]Ibidem, s.83; Acta Tomiciana, t. 7, nr 134, s.403.
[80]Ibidem, s.84; Acta Tomiciana, t. 7, nr 134, s. 405.
[81]W liście z 18 IV pisał: „Przybyliśmy wreszcie do Gdańska. Znaleźliśmy miasto wprawdzie niezwyczajne, lecz nie zasługujące na swoją sławę, poza kościołem, który jest piękniejszy, niż wieś o nim prawi. (…). Książe pomorski jest prawdziwie z naszego królewskiego rodu, ta sama u niego dobroć; biskup (sc. kamieński), doradca księcia jest mi znany z Bolonii; wiele mówił ze mną o tym, ile zależy od przybycia królewskiego i naszej działalności, które jeżeliby nie osiągnęły rezultatu, lepiej by było, żebyśmy tu w ogóle nie przyjeżdżali.” (Z. Wojciechowski, op. cit., s. 182).
[82] R. Nir podaje, że Szujski twierdził, że choroba Tomickiego była wybiegiem dyplomatycznym, ponieważ nie chciał brać udziału w karaniu winnych i wycofał się ze swego radykalnego stanowiska. (s.85)
[83]Z. Wojciechowski, op. cit., s.242-243.
[84] Acta Tomiciana, t. 7, nr 109, s.346.
[85] W. Pociecha, op. cit., s. 133.
[86] Ibidem, s. 133.
[87] Biblioteka Kórnicka, Cim-Qu-2158. Mf 3210.
[88] Korespondencja Erazma z Rotterdamu z Polakami, op. cit., s.82.
[89] J. Fijałek, Wydawcy rzymscy dziełka Krzyckiego „O ucisku Kościoła” i jego znaczenie, „Pamietnik Literacki”, R. 1 (1901).
[90] K. Estreicher, Historia sztuki w zarysie, Warszawa – Kraków 1979, s.443.
[91] S. Mossakowski, Tematyka mitologiczna dekoracji Kaplicy Zygmuntowskiej, „Biuletyn Historii Sztuki”, R. XL, 1978, nr 2.
[92] J. Kębłowski, Dzieje sztuki polskiej, Warszawa 1987, s. 93.
[93] S. Mossakowski, op. cit., s. 130.
[94] Ibidem, s.130.
[95] K. Kuczman, Renesansowe głowy wawelskie, Kraków 2004, s. 96-103. W tym okresie (1527/1528) napisał piękny wiersz o jednym z najwspanialszych polskich humanistów, rektorze Akademii Krakowskiej Janie Sakranie. Został on „wymalowany wykwintnymi w rysunku literami na cokole epitafium,” które znajdowało się pierwotnie w katedrze wawelskiej. Fakt ten dowodzi twórczej współpracy Krzyckiego z różnymi znakomitymi artystami. Epitafium Jana Sakrana to jedno „z najcelniejszych epitafiów renesansowych polskich.” (M. Walicki, Epitafium Jana Sakrana, „Biuletyn Historii Sztuki” 1954, nr 1, s. 40.)
[96] W. Pociecha, op. cit., s. 316.
[97] Ibidem, s. 315-316.
[98] Ibidem, s. 317.
[99] Ibidem, s. 317.